Od zawsze Lucy zastanawiało to jaką
jej matka miała pracę, ale gdy wychodziła czuła się taka
samotna i nieporadna. Opętała ją ponura egzystencja z, którą
musiała się stykać na co dzień, a sam ojciec nie jest wcale taki
święty na jakiego wyglądał: mocny mężczyzna z ubzduranymi
warunkami, regułami w głowie. Takiego go właściwie pamiętała
gdyż inaczej nie obchodził się z nią. Nigdy dla niej nie był
wspaniałym ojcem co każdego roku podczas urodziny obdarował ją
prezentami, musiała o to się sama upomnieć gdyż nie było innej
rady. Często rozmawiała natomiast z swoją właściwie jedyną
przyjaciółką; lalką, ale przecież lalka nie powie ci nic, ani
nie pocieszy, a jedynie wszystko niestety przemilczy. Często lalka
wpatrywała się w smutne, orzechowe oczy Lucy gdy ta płakała na
kolejny dzień i targała z złością poduszkę. Lalka naprawdę
była taka... jakby to powiedzieć stanowcza, nie musiała narzekać
na nieszczęście swoich przyjaciół. Owszem właściwie nie była
sama bo przecież miała także pracowników całej rezydencji, ale
co to da? Nadal w głębi duszy czuła to samo. Naprawdę to się
robi męczące.
Gdy Lucy miała siódme urodziły stało
się coś wręcz co raz na zawsze zmieniło jej życie. Przyszedł do
niej ojciec, pomyślała wtedy, że pamiętał o jej siódmych
urodzinach. Tak bardzo się wtedy ucieszyła.
- Tatusiu! - Lucy machała rączkami
próbując złapać rodziciela, a następnie go przytulić, ale
widząc smutną minę ojca przestała – Co się stało?
- Lucy...
- Tak?
- Layla nie żyje. Twoja matka
umarła, ale kazała mi przekazać tobie to.
Mężczyzna otworzył dłoń w, której
znajdował się złoty klucz wodnika. Lucy pomimo smutku oraz
okropnego żalu wpatrywała się z ciekawością w klucz, nigdy go
nie widziała więc był dla niej nowością, ale zaczęła płakać.
To chciała jej wcześniej przekazać? Nie liczyła się dla niej w
ogóle?! Jak mogła?! Lucy wzięła klucz od ojca i pobiegła do
swojego pokoju. Zacisnęła mocno małe usta tak, że poleciała
stróżka krwi potem spadając na czerwony dywan jaki znajdował się
w korytarzu pełen rzeźb i obrazów przedstawiających cały ród
Heartfillia. Nie to, że jej nienawidziła lecz w głębi duszy
miała do niej ogromny żal. Nie mogła znieść tego iż ukochana
matka zostawiła ją na pastwę losu z okrutnym tyranem jaki jest
Jude Heartfillia bo nim jest.
- Panienko stało się coś?
Spytała się służąca widząc
zapłakaną Lucy. A więc ktoś się nią przejął lecz dziewczyna
postanowiła grać.
- W porządku. Po prostu wpadło mi coś
do oka – skłamała i otworzyła drzwi do swojego pokoju.
Usiadła na łóżku gdzie było
mnóstwo położonych lalek, ale miała tą swoją ulubioną. Często
z nią bawiła, ale i także rozmawiała jak wcześniej było
omówione.
- Nie chcę tego klucza, jest
paskudny! - zaczęła marudzić, a klucz rzuciła dalej na łózko
lecz zapomniała iż łzy są wodą więc ducha spokojnie mogła
przywołać nawet nieświadomie.
Lucy przeraziła się widząc, że
klucz zaczyna się sam poruszać.. W końcu po jakimś czasie
ujrzała kobietę z niebieskim rybim ogonem. Minę miała niezbyt
miłą.
- Ty wstrętna smarkulo! - warknęła
na nią kobieta – Jak śmiesz rzucać gdzie popadnie nasze klucze?
Czy ty wiesz co zrobiłaś?
- Nie?
- Rany, rany co ja mam z wami.
Myślałam, że mnie pani Layla weźmie, a tu proszę! Bachor!
Ten bachor właśnie wybuchł płaczem,
a Aquarius bo tak nazywał się Gwiezdny Duch spojrzała na nią z
politowaniem.
- Co jest?
- Layla czyli moja mama nie żyje...
Aquarius nie mogła uwierzyć w to
usłyszała, ale mogła się przedtem domyślić iż tak się stanie
gdyż jeszcze parę dni przed Layla Heartfillia ją przywołała,
powiedziała jej o co tak naprawdę chodzi. Wiedziała, że pani
prędzej czy później umrze i ona jako już pierwsza wiedziała.
Aquarius spojrzała jeszcze raz na płaczącą dziewczynkę – to
małe coś ma być jej panem? Niedoczekanie! Ale cóż miała zrobić
jak takie było właśnie ostatnie życzenie Layli, którą tak
bardzo lubiła, ale właściwie nie miała okazji jej nigdy o tym
powiedzieć.
- W takim razie jesteś moją nową
panią – stwierdziła Auarius – Powinnaś być mi wdzięczna, że
chcę dalej służyć twojemu rodowi.
Aquarius zbliżyła się do małej,
zapłakanej Lucy i wpatrywała się w jej brązowe oczy – oczy
pani Layli. Dosłownie takie same.
- Nie mogę zostawić cię samą. Pani
Layla by mi tego nie darowała więc zawrzemy nowy kontrakt.
Rozumiesz?
Mała przytaknęła niezbyt ochoczo
główką, ale wiedziała co rozumie markotny Gwiezdny Duch.
Słyszała o nich to i owo gdyż interesowała się poniekąd nimi,
zawsze chciała jakiegoś spotkać, ale w nie w takich
okolicznościach jak teraz.
- Ty znałaś dobrze moją mamę
prawda? - spytała Lucy – Cieszę się.
Aquarius posmutniała przez chwilę,
ale nie okazała tego przy dziecku. Przemilczała to dzielnie chcąc
zdusić w sobie wszystkie swoje uczucia jakie żywiła do byłej
pani, która naprawdę była dla niej dobra. Teraz wszystko się
zmieniło i od tej pory ten dzieciak będzie jej panią zupełnie
jak na złość. Prychnęła.
- Świat duchów musi być
niesamowity! Może mamusia też tam jest ?-spytała Lucy, ale nie
oczekiwała w sumie odpowiedzi, raczej mówiła do siebie.
- Wątpliwe -odparła Aquarius – Nie
znamy Gwiezdnego Ducha o imieniu Layla Heartfillia.
Lucy od razu posmutniała,
przyciągnęła do siebie różową poduszkę i spojrzała na
Gwiezdnego Ducha.
- Rany, rany! Co ja mam z tobą? W
takim razem zawrzemy nowy kontrakt. Co powiesz na środę?
- Co to środa?
- Dzień tygodnia. Co was w tych
szkołach uczą?
- Uczę się w domu.
- W takim razie będę mogła przyjść
z pomocą w środę. Dobrze smarkulo?
- Tak proszę pani.
I po chwili już jej nie było.
Chciała się jeszcze przytulić do Gwiezdnego Ducha, ale nie
zdążyła gdyż ta zniknęła. Widocznie jej czas w świecie ludzi
już minął. Mówiło się trudno i żyje się dalej. Została
teraz całkiem na świecie nie licząc oczywiście ojca tyrana oraz
parę miłych służek, a czuła się z tym naprawdę beznadziejnie,
teraz jej do głowy przyszło, że gdy tylko dorośnie, skończy
siedemnaście lat to raz na zawsze ucieknie stąd jak najdalej. Z
dala od tego paskudnego, nienormalnego, oblepionego pychą i
chciwością świata.
Lucy wpatrywała się tym razem w
przeźroczyste lustro, ale tak naprawdę widziała tam jedynie swoje
marne odbicie, które przedstawiało słodką dziewczynkę co prawie
miała zawsze wszystko. Posmutniała przez chwilę i zerknęła na
motyla co usiadł przy parapecie koło okna. No tak zbliżała się
już powoli wiosna. Dlaczego ona nie może być takim pięknym,
delikatnym, kolorowym motylem i po prosty ulotnić się? Tak bardzo
by chciała. Lucy znienacka wpadła na genialny wręcz pomysł;
przywoła swojego pierwszego Gwiezdnego Ducha. Aquarius.
Klucz wsadziła do akwarium z złotą
rybką. Nie miała pojęcia co ją czeka.
- Otwórz się Bramo Wodnika!
Aquarius!
Aquarius na wezwanie przybyła jak
zwykle z niezbyt zadowoloną miną. Spojrzała na Lucy z
politowaniem. Czego ten smark znów od niej chce? Ona zawsze ma mało
czasu, nawet na to, aby porządnie rozczesać swoje piękne, proste,
niebieskie włosy.
- Słucham? - pierwsza ona spytała.
- Pobaw się ze mną – po prosiła
grzecznie.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie
wolno ci mnie przywoływać z akwarium? Co ja wyglądam na złotą
rybkę?!
- Ale masz ogon, a złota rybka
również go ma!
- Matko! Dlaczego muszę ciebie
wysłuchiwać.
- Dzięki tobie nie czuję się
samotna.
Lucy przytuliła się do ogona
Aquarius. Aquarius poczuła dziwne, znajome ciepło bijące od serca
dziewczynki. Faktycznie mała cierpiała z powodu braku akceptacji i
matczynej miłości, ale to nie zwalnia ją z nieodpowiedzialność.
Ona załatwi całkiem tę sprawę: nauczy ją życia oraz to jak się
traktuje porządnie Gwiezdne Duchy.
- Wystarczy! - warknęła na nią
Aquarius i odsunęła się gwałtownie – Po co mnie wezwałaś?
- Pobaw się ze mną. Jesteś moim
duchem więc się baw!
Lucy została porządnie oblana bardzo
zimną wodą. Gwałtownie obniżyła się temperatura ciała
dziecka.
- Pierwsza lekcja oraz zasada: Nigdy
nie traktuj swoich Gwiezdnych Duchów jako rzecz. Wiesz, że to jest
upokarzające?!
- Pobaw się ze mną! Rozkazuję ci!
Ja mogę wszystko!
- Wszystko? A kto tak powiedział?
- Ja. Lucy.
- Mylisz się. Gwiezdny Duch nigdy nie
zaprzyjaźni się z tobą jeśli będziesz go tak traktować. Co ty
sobie wyobrażasz sobie dziewczyno?!
- POBAW SIĘ ZE MNĄ!
Krzyknęła głośno Lucy, a Aquarius
wręcz jej głos w trzasnął. Ta dziewczynka pomimo tego, że jest
malutka, niedojrzała to posiada dość dużą moc. Wyczuła to
właśnie, ale jak ma się z nią dogadać skoro ona traktuje ją
jak rzecz? Lucy dostała kolejną dawkę ''zimnego prysznicu''.
Trzęsła się z zimna i płakała.
- Mam nadzieję, że to coś cię
nauczy smarkulo – odezwała się Aquarius – Zapamiętaj to, że
Gwiezdny Duch ani nawet człowiek nie są przedmiotami, którymi
można pomiatać, kupić czy szantażować. Czy dotarło to do
Ciebie?
- Tak...
- Nie słyszę.
- Przepraszam! Przepraszam pani
Aquarius. Ja po prostu czuję się taka samotna...
- Samotność nie jest
usprawiedliwieniem. Jeszcze wiele cię muszę nauczyć. Zdecydowanie.
- Poczytasz mi bajkę?
- Że co?!
- Proszę, albo opowiedz o waszym
świecie! Proszę!
- No dobrze, znaj moją dobrą łaskę
i potraktuj to jako bajkę na dobranoc dobrze?
- Tak!
Mała Lucy wślizgnęła się do łóżka
i była już pod kołdrą gdy przedtem osuszyła się. Wpatrywała
się w bladą, ale łagodna twarz już Aquarius. Aquarius
opuszkami palców dotknęła policzek Lucy sprawdzając czy stan
ciała jest w miarę zdrowy; wszystko jest pod kontrolą, to
dobrze. Westchnęła. Jej skóra jest taka sama delikatna jak pani
Layli... Kto tym dzieckiem się zaopiekuje jak nie ona? Jest na nie
skazana.
Aqaurius opowiadała wszystko co
dotyczyło kontraktu, liczbę kluczy oraz jakie są rodzaje duchów
oraz to jak się je powinno traktować jeśli chce się je mieć za
dobrego sługę. Lucy nie mogła uwierzyć, że istnieje taki inny
piękny świat jak ten. Bardzo się cieszyła się, że jednak matka
zostawiła ten klucz. Gdyby nie ona...nie wiedziałaby kim tak
naprawdę ma być w przyszłości, jaką ścieżką będzie podążać.
Gdy Aquarius tak opowiadała cały czas przez chwilkę spojrzała na
okno; już gwiazdy na niebie pojawiły się. Ona właściwie też
jest ''częścią'' ich. I była z tego dumna. Nawet bardzo.
- Słuchasz mnie w ogóle?! -
krzyknęła na nią wściekła Aquarius, która chciała by
ktokolwiek na nią zwrócił uwagę.
- Tak! Przepraszam... - wymruczała
Lucy.
- Nie przepraszaj mnie ciągle tylko
tak po prostu nie rób.
- A co to znaczy ''przepraszam'' ?
- No proszę usłyszałaś dane słowo,
a nie wiesz nawet co ono znaczy? Słowo ''przepraszam'' znaczy, że
więcej tego nie zrobisz i żałujesz swoich czynów.
- Przepraszam! Przepraszam!
Przepraszam!
- Nie powtarzaj się smarkulo!
- Przepraszam!
- Rany... co ja z Tobą mam?
Lucy tylko wyszczerzyła się, aby
udobruchać ducha. Taką piękną bajkę każdy dzieciak by chciał
usłyszeć, a ona wreszcie poczuła się szczęśliwa. Szczęśliwa,
że wreszcie kogoś odzyskała. Chociaż jeszcze nie wie iż któregoś dnia znów straci.