6 sierpnia 2016

Rozdział 16 - Nazywam się Mizu Fullbuster




- Nashi kiedy się wreszcie obudzisz ile można na ciebie czekać! Pani Lucy już dawno wstała!

- A co mnie to...
- A powinno bo dzisiaj mamy spotkanie z tą całą zielarką. Zapomniałaś jaką mamy misję?
- Nie.
- A więc ruszaj się! Śniadanie nam całkiem zjedzą!
- Oby nie! Whooo...
Nashi wyślizgnęła się z trudem wielkim z łóżka lecz poślizgnęła się na szaliku, który dostała kiedyś od ojca. Szybko ubrała się, związała dwa kucyki z tyłu głowy i zeszła pospiesznie razem z Mizu na dół.
- Uważaj bo znowu się poślizgniesz!
- Sama uważaj Fullbuster!
- Cisza do cholery! - krzyknęła wściekła Lucy – Dość! Siadać i jeść.
Dziewczyny już całkiem zeszły na dół i poszły do dość niedużej jadalni. Była tylko ich ''drużyna'' bo o tej porze rzadko kto przebywał w tym pomieszczeniu chyba, że owa zielarka.
- Witaj Love – odpowiedział mężczyzna, który miał zasłoniętą twarz szalikiem, widać mu było tylko ciemne oczy – Mamy wolny stolik?
- Tak, ale macie towarzystwo. Wczoraj przybyli goście i mam nadzieję, że was to nie speszy więc...
- W porządku. I tak mało do kogo się odzywamy.
- Tak.
- To co zwykle?
- Raczej.
Młoda kobieta trzymała dziecko cały czas. Tuliła je mocno i miała strach w oczach. Zachowywała się bardzo dziwnie.
- Pani Lucy czyżby to była ta zielarka z mężem? - spytała Mizu zajadąc się śniadaniem – Dziwnie wyglądają.
- I tak jakby znajomo... - mruknął Natsu – i znajomy zapach! - krzyknął Dragneel i zerwał się na równe nogi przewracając stołek przy okazji. Podszedł do młodej kobiety nieco wystraszonej i zaczał ją dziwnie wąchać jak na niego przystało.
- Natsu ty idioto co ty wyprawiasz! - krzyknął Gray – Pogięło cię niedojdo ludzka?!
- Niemożliwe... Czy to ty... ?
- Zostaw tę kobietę Natsu.
- To WENDY.
Powiedział, aż oczy mu się zaświeciły. Zapach go nie mylił, a nastała niesforna, krępująca cisza. Ową ciszę przerwał płacz małej dziewczynki, prawdopodobnie córeczki samej Wendy, która sama się trzęsła ze strachu.
- Wendy co oni ci zrobili? - spytał Natsu – Nie do wiary...
- Wendy... - wyszeptała Lucy.
- Mamo kto to jest? I czego chce? To nasz wróg czy przyjaciel? - spytała nieco zdezorientowana Nashi.
Natsu sam nie wiedział co odpowiedzieć córce. Wolał to przemilczeć na razie.
- Jeżeli jest naprawdę przyjacielem – wtrąciła się Mizu – To jest nim od zawsze, aż do końca.
Z brązowych oczu Wendy popłynęły łzy. Nie potrafiła ich pohamować, a Mizu uśmiechnęła się złośliwie z efektu jakiego dokonała, a więc cała ta Wendy się przyznała. Opuściła Fairy Tail chodź nie tak dawno je kochała z całego serca jak oni wszyscy. Tacy wielcy przyjaciele.
-Mizu! Przestań tak mówić – odezwał się nieco oburzony Gray bo patrzył na uczucia Wendy – Nie powinnaś...
- Czego nie powinnam ojcze? Wyrażać własnego zdania, oceniać innych, a może bronić swojej osoby? Czy nie tego chciała Juvia? Moja matka?
Graya to totalnie zaskoczyło i poczuł się przygnębiony. Teraz przypomniało mu się chwile z Juvią oraz Ur kiedy go uczyła. Wtedy był taki sam jak Mizu, ale nie rozumiał jej. Nie potrafił być dobrym ojcem.
- Nie musisz mnie kochać tato – odezwała się – Ja całe życie jestem bez miłości bo moje drugie imię to BÓL.
W tej chwili Mizu wyszła z pensjonatu trzaskając zza soba mocno drzwi. Po chwili Mizu bardzo głośno krzyknęła z całej siły tak, że ziemia zadrżała. Raczej to nie był krzyk, a prawdziwy ryk dzikiego zwierzęca, który wyje z bólu. Gray słyszał wołanie córki. Nie mógł. Nie mógł teraz jej zostawić samej. Otworzył drzwi i wpatrywał się z tyłu w sylwetkę córki. To nie jej wina, że ją ulica wychowała, a nie on czy Juvia. Gray podszedł i próbował dotknąć jej ramienia.
- Nie dotykaj mnie ojcze!
- Mizu...
Dziewczyna gwałtownie się odsunęła. Klęczała, nie miała sił na dalszą walkę z samym sobą. Płakała po cichu.
-Gdy Juvia cię urodziła – zaczął Gray podchodząc ostrożnie do córki -Cieszyła się. Nie mogła uwierzyć, że takie szczęście ją spotkało. Twoja matka naprawdę cię kochała tak samo jak ja cię teraz. Zawsze cię kochaliśmy i zawsze będziemy cię kochać. Nasze uczucia nigdy się nie zmienią. Nie zmieni tego żaden człowiek ani smok. Jesteś naszą córeczką Mizu Fullbuster...
- Córeczką? - syknęła Mizu. - Gdzie byliście kiedy ciocia Annie umierała? Kiedy ja wylądowałam na ulicy? Gdzie byliście wtedy?!
Z ciemnego nieba zaczął padać nagle deszcz. Grayowi bardzo to przypominało Juvię, którą ciągle właśnie prześladowało te zjawisko pogodowe.
Mizu z trudem wstała i odwróciła się do ojca przodem. W błękitnych oczach po matce gotowała się prawdziwa wściekłość i złość.
- Wiem, że Loretta umrze... - wyszeptała Mizu – Ta zielarka jest naszym wrogiem, a nie przyjacielem. Co z tego, że należała kiedyś do Fairy Tail? Gdyby była przyjacielem nie zmazała by znaku gildii.
I tu miała rację.
- Nigdy nie zdradziłam Fairy Tail – powiedziała Wendy wychodząc im naprzeciw – Musiałam się schować razem z swoją córką i Romeo. By przeżyć musieliśmy ukryć naszą magię. Rozumiem twój ból Mizu Fullbuster. Byłaś taka sama jak ja wtedy...
Wendy zaczęła się świecić na biało dzięki swojej magii Smoczych Zabójców. Uśmiechała się cały czas i wreszcie chyba ulżyło jej to co chciała powiedzieć przez te lata. Znak na lewej ręce Fairy Tail pojawił się znów u Wendy tak jak i u Romea tyle, że gdzie indziej. 
- Imię mojej córeczki to Heaven czyli niebo – wytłumaczyła Wendy i położyła córeczkę na ziemi aby samo wstało po chwili – Chciałabym tym samym uwiecznić imię Fairy Tail. Bo niebo kojarzy się z wróżkami prawda? W końcu mają skrzydła.
Po policzkach Mizu całkiem spłynęły łzy. Nie mogła się powstrzymać bo kolejny dzień miał się zakończyć wzruszająco i ona o tym doskonale wiedziała. Heaven przytuliła się do nóg Mizu. Dziewczynka naprawdę przypominała wróżkę. Mizu podniosła ją delikatnie i przytuliła mocno.
- Witaj Heaven – powiedziała Mizu – Mam na imię Mizu Fullbuster. Jestem córką Graya Fullbuster i Juvii Lokser. Miło mi cię poznać. Zaprzyjaźnijmy się dobrze? - uśmiechnęła się w końcu Mizu.
Heaven wymachiwała wesoło rączkami. Wszystko zapowiadało się naprawdę dobrze.
- Wiedziałam, że jej się uda – powiedziała Lucy uśmiechając się delikatnie – Wiedziałam! Masz wspaniałą córkę Gray.
Gray wiedział o tym od bardzo dawna.
- Wiem o tym.
W pensjonacie urządzili wielką ucztę aby uczcić powrót Wendy, Romea oraz malutkiej Heaven do Fairy Tail. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych; jedli, pili, bawili się i całkiem zapomnieli po co tutaj są. Mizu skończyła pić, odłożyła kubek na swoje miejsce i zerknęła na okno; już się ściemniało i w tej chwili pomyślała i Victorze. Chciała bardzo by dołączył do Fairy Tail, aby im pomógł i nie był sam. Czy to jest w ogóle możliwe by dawny wróg stał się nagle przyjacielem? Wszyscy go nienawidzą. Prócz niej.
Mizu nic nie mówiąc innym wybiegła z pensjonatu. Musiała zaryzykować by się upewnić. Chciała koniecznie zobaczyć Maga Krwi.
Mizu biegła ile w sił nogach, aż nagle zatrzymała się. Deszcz przestał padać, ale kompletnie nic nie było widać.
- VICTOR RAY! - krzyknęła bardzo głośno Mizu z całej siły.
Mizu poczuła jak dziwnie zaczęła lecieć jej krew z nosa i krople krwi spadały na ziemię. Wyciągnęła białą chusteczkę z ziemi. Musiała jakoś krwotok zachamować.
Przez jakąś chwilkę czekała na niego, aż pojawił się sam białowłosy młody chłopak o imieniu Victor Ray. Na twarzy Mizu pojawił się słodki rumieniec.
- Mizu Fullbuster – wyszeptał Victor – Wiedziałem, że prędzej czy później znów się spotkamy.
- Victor Ray – Mizu za pomocą rękawa od tuniki starła resztki krwi z nosa – Muszę z tobą porozmawiać. Nie wiem ile masz czasu, ale to ważne.
- Słucham.
- Chcę byś dołączył do Fairy Tail i chronił gildię. Masz cudowną magię i możesz wiele dokonać, a poza tym – Mizu spoważniała – Chyba nie chcesz by masowe morderstwo twojego ojca się wydało? Gdyby dowiedziała się Rada na pewno by od razu zareagowała. Dla niektórych skutki swoich działań byłyby tragiczne.
- To szantaż!
- Robię to dla dobra gildii. Nic innego mnie nie …
Mizu nie mogła dokończyć zdania ponieważ przed jej ustami znalazł się Victor. Jego ręka znalazła się nad brodą dziewczyny.
- W takim razie gildia jest dla ciebie najważniejsza? - syknął wściekle – A gdzie ta Mizu Fullbuster, która pragnie skopać dupę Acnologii? Co tak bardzo chciała pomścić swoją matkę? Myślisz, że tym szantażem możesz coś wskurać?
- Mylisz się! - zaprzeczyła – Nadal chcę zemsty, a zemsta to tylko moja sprawa, ale pokochałam gildię. Jest dla mnie wszystkim bo tam odnalazłam coś czego przedtem nie miałam; przyjaciół, rodzinę, dom i... miłość...
Mizu spojrząła całkiem inaczej niż przedtem na Victora. Zawstydziła się.
- Rozumiem....- odezwał się Victor nieco zamyślony – Bałem się, że do tego dojdzie. Jednakże Mizu Fullbuster wiedz , że nie wiem czy dołącze do Fairy Tail. Nie wiem czy by inni tego chcieli. Sama rozumiesz...
- Przyszłość można zmienić! Porozmawiam z Mistrzem! Chodź!
Mizu chwyciła go za rękę i pognała do sali gdzie wszyscy się znajdowali. Zdziwili się gdy ujrzeli Victora.
- Co to ma znaczyć?! - oburzył się Natsu – Chce walki?!
- Natsu uspokój się! - wtrąciła się Lucy.
- Panie Natsu, pani Lucy oraz reszta proszę wysłuchajcie mnie! - po prosiła błagalnie – Nazywam się Mizu Fullbuster, a to Victor Ray! Nowy członek Fairy Tail!
Otworzyli buzie ze zdziwienia, a Natsu chciał od razu przywalić pięścią. Szykował się do bójki, ale Lucy w porę go powstrzymała. Wszyscy usłyszeli znienacka dziwny lecz słodki, lekki, dziewczęcy śmiech. Ujrzeli Pierwszą.
- Pierwsza!
- Witajcie czwarta generacjo – Mavis uśmiechnęła się łagodnie do wszystkich – Widzę, że wiele się zmieniło.
- Tak Pierwsza – odpowiedziała Mizu – Victor zasługuje by być w Fairy Tail, ale inni tego nie chcą przez przeszłość! Nie mogą mu wybaczyć.
Mavis podeszła do Victora, ale ten nie mógł jej zobaczyć. Usłyszała bicie jego serca i zrozumiała, że do złych ludzi nie należał. Zasłużył na drugą szansę.
Wtedy na jego prawym ramieniu powstał znak gildii : był cały biały, a Victor mógł ujrzeć Pierwszą.
- Muszą teraz to zaakceptować, że od dzisiaj jesteś jednym z nas – Mavis jest taka tolerancyjna – Wiem, że w głębi duszy tego bardzo chciałeś Victorze prawda?
- Tak.
I tak się wreszcie stało. Dzięki Pierwszej Victor mógł wreszcie dołączyć Fairy Tail, a reszta wróciła do gildii razem z rodziną Wendy. Droga była bezpieczna na całe szczęście i po trzech dniach dotarli do spokojnej, cichej, pięknej Magnolii. Niestety już w gildii miała ich spotkać bardzo niemiła niespodzianka. Daisuke otworzył drzwi budynku, a tam panowała grobowa cisza. Dosłownie.
- Wróciliśmy! - krzyknął Natsu popychając lekko Daisuke, a Happy poleciał za nim – Coś się stało dzieciaki? - spytał gdy ujrzał przerażone miny dzieci.
Jedna z dziewczynek rozpłakała się bardzo głośno. Po prostu nie wytrzymała tego wszystkiego.
- Nie było nas parę dni – odezwała się Lucy – Co się stało? Kto ci to zrobił- spytała Lucy podchodząc do jasnowłosej dziewczynki gdyż ta miała liczne blizny na buzi i prawdopodobnie na całym ciele.
- Kuroi i Erica – wyznała – Oni torturowali nas. Wszystkie dzieci, a panią Lorettę... 
Daisuke wyglądał na wściekłego, ale poszedł na pierwsze piętro gdzie tam znajdowały się pokoje także niektórych członków gildii tymczasowo. Otworzył pokój siostry bliźniaczki gdzie zawsze po podłodze leżało mnóstwo książek, wszystkie je czytała dokładnie i zawsze się z tego cieszyła. Leżała na łóżku martwa, a ciało powoli rozkładało się. Fairy Tail znowu dotknęła kolejna tragedia.
- Nie! - krzyknął zrozpaczony Daisuke i podbiegł do łóżka ukochanej siostry.
Wyglądało to tak jakby spała, a wokół jej ciała były rozsypane białe lilie – ulubione kwiaty Loretty. Daisuke zauważył, że na kącikach ust dziewczęcia był turkusowy proszek i pachniał obłędnie, ale on nie dał się zwieść tym pozorom. Była to pierwsza wskazówka i dowód na to iż ktoś otruł mu siostrę, a on zaplanował już zemstę. Oj okropną.
Natsu współczuł młodemu Redfoxowi, a ojciec Daisuke mocno przytulił syna gdyż on również kogoś stracił. W tym przypadku córkę. Redfox wydał rozkaz złapania żywych lub martwych, a mianowicie Ericę i Kuroi'a bo on tak łatwo nie ulegnie. Znienawidził ich teraz i to bardzo. Nie mógł zrozumieć dlaczego zaufani ludzie go zdradzili, gdzie popełnił błąd? Przecież chciał dobrze. Dla nich wszystkich, a zwłaszcza dla niej.
Wkrótce okazało się, że złapano ich. Pomógł Natsu, Gajeel i Gray.
- Myśleliście, że tak łatwo zdołacie nam uciec zdrajcy?! - krzyknął wściekły Daisuke i spoliczkował Ericę bardzo mocno. - Głupcy!
- Nigdy byśmy Fairy Tail nie zdradzili! Przysięgamy! Nigdy!
- Kłamiecie. Żywcem was zniszczę... odebraliście mi siostrę...
Jasnowłosa dziewczynka, która wcześniej wskazała zdrajców rozpłakała się z strachu, a Lucy przytuliła ją i zakryła oczy by nie patrzyła na te drastyczną scenę.
- Mroczna gildia – Erica zaczęła ujawniać pewne szczegóły – Mroczna gildia kazała nam zrobić.
- Jak to mroczna gildia?
- Zaczęły znów się tworzyć. Macie kolejny problem błazny, a wy myślicie, że możecie ze wszystkimi wygrać – stwierdziła Erica – Ale to gówno prawda!
- Milcz... - wyszeptał Kuroi – Milcz!
- Nie Kuroi – sprzeciwiła mu się – Mam dość milczenia. Milczałam całe życie, ale teraz to się zmieni więc wysłuchaj nas, a raczej mnie Daisuke Redfox. Może ci się takie informacje przydadzą.
Zaczął słuchać razem z pozostałymi.
- Od kiedy wy zniknęliście na parę dni to wówczas powstały nowe mroczne gildie co chcą posiąść władzę nad Fiore: White Unicorn i Minimalist Killer. Ci ostatni są najgorsi.. to oni nam rozkazali byśmy zgładzili twoją niewinną siostrę. Umarła w śnie. Przynajmniej tyle mogliśmy dla niej zrobić, aby nie cierpiała.
Daisuke nie mógł uwierzyć. Musi odetchnąć, chwilę odpocząć i przemyśleć wszystko i przede wszystkim: pochować siostrę.
- Zamknąć ich w piwnicy. Nie dawać jedzenia oraz wody przez trzy dni. Rozkaz wykonać bez żadnego ''ale''. - warknął.
Natsu, Gray oraz Gajeel wzięli ''zdrajców'' i poszli ich zamknąć do piwnicy. Nazajutrz miał się odbyć pogrzeb Loretty – tak ustalił Daisuke. Ciało pochowają tam gdzie leży większość magów Fairy Tail bo ona także do nich należała.

9 czerwca 2016

Rozdział 15 - Prawdziwe serce Nashi Dragneel

Witajcie.
Minęły równe cztery miesiące od ostatniego rozdziału jaki dodawałam. Tak wiem to bardzo długo, ale niestety tak się złożyło, a ja nic nie mogłam na to poradzić po prostu, a na dodatek moja beta nie za bardzo ma czas na poprawę tekstów więc też nie chcę być nachalna i ''lubiąca truć dupę'' jak to się mówi, a poza tym beta również ma swoje życie więc doceniam to. Związku z tym dodaję rozdział bez jakichkolwiek poprawek, a błędy możecie mi wytknąć w komentarzu pod notką jeżeli chcecie :)
Miłego czytania
Nelia

-

    - Nashi! Stój do cholery! - krzyknęła Mizu.
    Nashi zatrzymała się. Wciąż płakała i chciała wyć z bólu.
    - Czego chcesz? Nie możesz mnie zostawić w spokoju głupia?!
    - Nie!
    - A dlaczego nie?! Wyjaśnij!
    - Bo jesteś moją przyjaciółką Nashi. Pamiętasz? Przyjaciół nie zostawia się nawet jeśli ci wbiją nóż w samo serce...
    Powiedziała spokojnie Mizu przytulając się do pleców Nashi pochylając lekko głowę na bark dziewczyny.
    - Ja tylko chciałam – wyszeptała różo włosa – Chciałam jej pomóc... nadal chcę! Jestem córką...
    - Wiem, Nashi. Wszyscy wiedzą.
    Nashi odsunęła się od Mizu agresywnie.
    - Nic o mnie nie wiesz praktycznie, a nazywasz mnie przyjaciółką. Wiesz dobrze, że nią nie jestem i nie to dlatego, że mnie nie znasz, ale my nie dogadujemy się ze sobą w ogóle. Między nami zawsze dochodziło do bójki odkąd cię tylko poznałam. Wiem, że jesteś córką najlepszego przyjaciela ojca, ale mnie to nie totalnie nie obchodzi. Nie wiesz jak to jest gdy ktoś odizoluję cię od matki od pierwszych chwil narodzin... - Nashi jęknęła podczas płakania – Nigdy jej wcześniej na oczy nie widziałam, a nagle stała się moją matką. Wiesz co teraz czuję? Nie wiesz. Ja... cały czas żyłam w lochach pod ziemią niczym szczur. Fałszywy szczur – wymruczała – Nie musisz iść ze mną szukać lekarstwa dla Loretty. Sama go poszukam. Nie potrzebuję kogoś tak głupiego jak Ty! Ja jestem Nashi Dragneel i mogę wszystko! Ja jestem Nashi...
    Dziewczyna upadła na kolana na brudną ziemię, która często pochłaniała ludzką lub smocza krew podczas tej wojny. Nashi płakała. Głośno. Nieustannie.
    Mizu nic nie mówiąc również uklęknęła przy niej i mocno przytuliła dziewczynę w tej sposób chcąc jej bardzo pomóc. Nashi płakała jak małe dziecko, a Mizu słuchała. Cały czas.
    - Mamo... tato... - mówiła Nashi – Przepraszam! Ja tylko chciałam wam pokazać jak was bardzo kocham! Po prostu...


~*~

    - Natsu! Natsu! - Lucy z samego rana była wściekła na mężczyznę, który nic nie robił od paru dni. Urządził sobie wolne jak nie ma co.
    - Co się stało Lucy? - spytał Natsu
    - Widziałeś gdzieś moją córkę Nashi?
    - Nashi? - bąknął – Nie, nie. W ogóle.
    - W ogóle się nią interesujesz?! Kiedy ostatni raz poszedłeś z nią na spacer? Za mało czasu spędzasz z dzieckiem.
    Natsu znienacka spoważniał. Nie odezwał się w ogóle do Lucy po tym co usłyszał. Zabolało go to i to bardzo bo to co mówiła blondynka było totalnym kłamstwem. On od zawsze interesował się Nashi jak nigdy dotąd. Była oczkiem w głowie tatusia od chwili gdy dowiedział się, że właśnie został ojcem. To były wówczas najpiękniejsze momenty w jego życiu gdy Nashi narodziła się. Był taki szczęśliwy...
    Natsu zamknął za sobą drzwi od gildii, a za nim leciał na skrzydłach Happy. Milczenie w tej chwili dla nich było najprawdziwszym złotem jak to niektórzy mówią.

~*~

Było późne po południe i Natsu wreszcie usłyszał głośne płacz swojego, pierwszego jak dotąd dziecka. Ten płacz rozległ się po całej gildii, a wszyscy się cieszyli. Zaś z jego brązowych oczu poleciały prawdziwe łzy szczęścia i jak najszybciej pobiegł do Lucy. Była ona i Porlyushka oraz maleńka Nashi, która tuliła się do matki. Lucy uśmiechała się. Była taka szczęśliwa jak i on
- Lucy... - powiedział po cichu Natsu nie chcąc budzić dzieciątka.
  • - Hey Natsu – odezwała się – To jak ją nazwiemy?
    - To jest ona?
    - Tak. Mamy córeczkę Natsu.
    Happy podleciał do maleńka co spało.
    - Hej mała – odezwał się – Mam na imię Happy. Miło mi cię poznać. Zostańmy przyjaciółmi, a nie wrogami dobrze?
    Lucy roześmiała się, ale niezbyt głośno. Nawet Porlyushka, która nie przepadała za okazywaniem uczuć również się uśmiechnęła.
    - A ja... Jestem twoim ojcem – powiedział Natsu – Twoim tatkiem!
    W tej chwili Nashi otworzyła oczy, które odziedziczyła po Natsu. Miała brązowe tak samo jak on. Potem wpadli Jet, Droy, Gajeel, Lily oraz Levy. Nie było tylko Graya i Juvii.
    - Cześć – powiedziała Lucy.
    - Cześć Lu-chan – odpowiedziała z uśmiechem Levy – Grayowi też się przed chwilką urodziła dziewczynka.
    - To wspaniale.
    - Nie daruję mu tego! Nawet mnie z tym wyprzedził! - klnął pod nosem Natsu.
    - Natsu – Lucy machnęła ręką – Nie przy dziecku.
    - Tylko żartowałem Lucy – I Nashi... A właśnie jak ma na imię córka Graya? Mam nadzieję, że nie na ''N'' jak Nashi.
    - Nie, nie – żachnęła się Levy – Córeczka ma na imię Mizu. Mizu Fullbuster.
    - Słyszysz Nashi? - wyszeptała Lucy do dziecka – Mizu zostanie twoją przyjaciółką. Na pewno!

~*~

    - Nie zostawię cię z tym Nashi sama! Obiecuję!
    - Obiecujesz? Słowo honoru?
    - Czy ja kiedyś cię okłamałam Nashi? Starałam się żeby nie...
    - A więc muszę ci uwierzyć Mizu Fullbuster.
    - Ej, dzieciaki!
    Dziewczyny usłyszały zza sobą znajome głosy, które należały do Gajeela, Daisuke, Graya, Lucy, Natsu i Happyego.
    - Nigdzie nie puszczę swojej córki samej – powiedział poważnie Dragneel – Nie chcę stracić cię ponownie. Wiesz?
    - Wiem tatku!
    - Nashi płakałaś?
    - Nie, skądże. Wydaje ci się. Widzisz to tylko deszcz gdyż zaczyna powolutku padać.
    Nashi Dragneel miała całkowitą rację gdyż od pół godziny zaczęło padać, a one się nie zorientowały, że cały czas stały w deszczu. Gray spojrzał w niebo i uśmiechnęło się bo te cudowne zjawisko kojarzyło mu się z jego ukochaną Juvią, którą przecież tak niedawno stracił.
    - To co wyruszamy w podróż? - odezwała się Lucy by przerwać niezręczną ciszę – Nie mogę się czekać by odnaleźć następnych magów!
    - Właśnie. Mamy cel.
    - Dokładnie, ale na tę chwilową pogodę proponowałbym znaleźć tymczasowy nocleg gdyż wypadałaby wszystko przemyśleć.
    - A gdzie się aktualnie znajdujemy? Szukaliśmy Nashi i Mizu, aż trzy dni.
    - A właśnie! Przecież to Onibus! - krzyknęła Lucy – Odbudowali go tak jak inne miasta!
    - Cudownie!
    - Tak.
    - Nie wiedziałam, że aż tak goniłam Nashi – mruknęła Mizu – Nie miałam pojęcia dokąd mnie nogi poniosą.
    - A jednak znalazłaś przyjaciółkę – uśmiechnęła się Lucy – Nie warto się przejmować przeszłością, ale należy zająć się przyszłością.
    - Mądre słowa pani Lucy.
    - Mam nadzieję, że dzięki waszej przyjaźni Nashi wyrośnie i zapamięta wszystko co najlepsze. Będziesz o nią dbać, prawda?
    - Tak. W końcu jesteśmy przyjaciółkami.
    - Cieszę się bardzo bo to od początku już powinnyście się polubić, a nie ciągle wrzeszczeć na siebie.
    - Dlaczego?
    - Widzisz gdy urodziła się Nashi to w tym samym czasie urodziłaś się ty. Wtedy już myślałam, że będziecie jak siostry.
    - Nashi uważa, że jestem głupia jak but i nie nadaję się na przyjaciółkę.
    - Bzdura – zaśmiała się Lucy idąc zresztą towarzyszy – Nashi nie mówi prawdy ponieważ się boi do tego przyznać, ale gdy ma przy sobie kogoś bliskiego staje się naprawdę silna. Zupełnie tak jak jej ojciec w młodości.
    - W takim razie mam prawo być jej przyjaciółką?
    - Oczywiście. Każdy musi mieć przyjaciela i to nie ważne jaki by był.
    - Aye! - podleciał do nich Happy – Lucy ma rację. Widzisz ja jestem kotem i dlatego mam dużo przyjaciół.
    - Powtarzasz się – syknęła Mizu.
    - Ona jest straszna Lucy... !
    - A według mnie jest bardzo fajną dziewczyną. Przyzwyczaisz się do tego Happy – powiedziała Lucy, a następnie się roześmiała razem z Mizu, ale ten śmiech z strony panny Fullbuster był sztuczny bo tak naprawdę nie potrafiła się śmiać. Jeszcze.
    - Gdy wszystko się ułoży i zabijemy tego skurczybyka Acnologię to oświadczę się Mizu – powiedział nagle Daisuke, a Natsi i Gajeel spojrzeli na niego zdezorientowani nieco.
    - No co? Myślę na głos.
    - Nie masz się czego wstydzić stary – doradził mu Gajeel jak na ojca przystało – Jeżeli ją kochasz to walcz o nią.
    - Dokładnie. Miłość jest najważniejsza.
    - Tym razem zgadzam się z Salamandrem. Niestety.
    - Jak to ''Niestety''?! Co ty pieprzysz?!
    - To co słyszysz różowogłowie!
    - Jak?!
    - Ludziska! Znaleźliśmy zakwaterowanie, są pokoje wolne do wynajęcia i to w miarę tanie! - krzyknęła Mizu z oddali – Widzicie? ''Pod Białą Chmurką''.
    - Przesłodka nazwa – parsknął Gajeel – Kto w ogóle to wymyślił?
    - Nie marudźcie tylko wchodźcie do środka. Zimno się robi.
    I weszli do pomieszczenia, a w środku było naprawdę miło i nie, aż tak słodko jakby na to wszystko wskazywało. Białe meble stały dokładnie ułozone pod ścianami, a na nimi wisiały obrazy przeróżnych ludzi prawdopodobnie najlepszych magów czasów, a właścicielka widocznie chciała ich w ten sposób upamiętnić. Na środku był malutki stoliczek przy, którym można było usiąść i poczekać na kogoś oraz rozgrzać się. Ściany zostały pomalowane na ciepły, delikatny brąz, a w kąciku stał niezbyt wysoki, drewniany, stary zegar, który wskazywał godzinę dziewiątą wieczór więc znaleźli miejsce do spania w samą porę. W końcu pojawiła się bardzo młoda, drobna osoba, która jest ubrana w zwyczajne, tradycyjne, jasno-błękitne kimono w żółte gdzieniegdzie plamki. Wyglądała na wypoczętą i zadowoloną. Wyróżniała się rózowymi włosami prawie takimi samymi jak Natsu oraz szafirowymi oczami.
    - Dzień dobry! - przywitała się – Pokój dla wszystkich czy dla dwojga tylko?
    - Są tu magowie, którzy leczą?! - krzyknął zdenerwowany Natsu i wpatrywał się wścieklę w prawdopodobnie właścicielkę.
    - Przepraszam! - zaprotestowała Lucy i uspokoiła męża – Mąż się zagopolował. Prosimy osobne pokoje dla nas wszystkich i zapłacimy z góry, pobędziemy tutaj przez jakiś czas gdyż szukamy kogoś bardzo ważnego.
    - Oczywiście. Rozumiem, a kogo jeśli mogę spytać? Może pomogę?
    - Szukamy maga co leczy z prawie wszystkich chorób.
    - Aye! Nasza przyjaciółka jest bardzo chora, a raczej umiera... - wyjaśnił Happy i unosił się nad ziemią.
    - Ojej bardzo mi przykro, a o takowym magu nie słyszałam, a jedynie o tajemniczej zielarce, która sprzedaje zioła w tym mieście. Pojawiła się całkiem niedawno i właśnie zakwaterowała się u nas lecz pojawia się tylko wieczorem ponieważ w dzień sprzedaje zioła razem z mężem i córeczką. To małżeństwo, które podobno przeżyło czystkę magów. Mówili, że mieli wielkie szczęście. Powinni się niebawem zjawić lub skontaktujcie się z nimi jutro, dobrze wam radzę.
    Lucy uśmiechnęła się tak samo jak reszta bo to oznaczyło, że istnieje szanse na wyleczenie Loretty. Wszystko szło w dobrą stronę na całe szczęście.
    - Proszę to są klucze do waszych pokoi – podała im srebrne, małe kluczy, które nieco przypominały te do bram – Zapłacicie za nocleg oraz za posiłek później. Śniadanie będzie o ósmej. Miłego wieczoru!
    - Dziękuję pani właścicielko.
    - Nie jestem właścicielką, a raczej zastępczynią właścicielki i na dodatek jej córeczką jedyną. Zastępczyni pracuje obok w pubie ''Pod Różowym Kucykiem''.
    - Co wy macie z tymi nazwami? - spytał zaciekawiony Natsu kierując się już na górę, a po chwili jednak odwrócił się – Chciałbym spytać jak zastępczyni się nazywa jeśli można?
    - Love Akatsuki . Jestem córką Sherry Blendy i Rena Akatsuki. Miło mi was poznać Fairy Tail osobiście.
    - Niemożliwe!
    - A jednak.
    - Czy Sherry i Ren przeżyli wojnę? A całe Blue Pegasus?!
    - Mistrz Bob jeszcze żyje tak samo jak cała trójka ''amatorów perfum'' jak to na nich mówimy, ale niestety pan Ichiya oraz Jenny ugięli się pod smoczą siłą. Podobno walczyli z samą Acnologią z innymi magami w ten pamiętni dzień, a przynajmniej matka mi tak opowiadała.
    - Biedny pan Ichiya i Jenny... - posmutniała Lucy – Byli wspaniałymi magami.
    - Tak i takich ich zapamiętamy.
    - Dziękuję bardzo – podziękowała blondynka i pociągnęła zza sobą resztę dziewcząt czyli Nashi oraz Mizu bo z nimi miała pokój.
    Pokój jak na przystało właścicielkę było prze uroczy; oczywiście białe mebelki jak u małej dziewczynki, a do tego ściany zostały na lawendowy kolor. Każdy pokój miał inny kolor i niektórzy nazywali go tęczą chodź nazwa zupełnie inna jest. Widać, że właścicielka ma świra na punkcie kolorów. Cała Sherry.
    - Chyba zaraz się porzygam – warknęła już niezadowolona nieco Nashi z tego co widzi – Okropność. Wolałabym już stodołę lub piwnicę.
    - Zawsze możesz tam pójść – odpowiedziała Mizu.
    - Co żeś powiedziała pusta lodówko?!
    - To co słyszysz różowa kałamarnico!
    - Zamknij się wreszcie Mizu Fullbuster!
    - Bo co Nashi Dragneel?!
    - Bo ci zrobię dupę średniowiecza. Wkurzasz mnie wiesz? Po jaką cholerę z nami poszłaś, a na dodatek masz ze mną pokój! Jesteś jak wrzut na dupie, a nie przyjaciółką!
    Mizu westchnęła, a następnie z całej siły przywaliła Nashi w twarz. Ta się na nią wściekle rzuciła i wyrywała jej granatowe włosy lub drapała wściekle na twarzy. Lucy zorientowała się co się dzieje i wpadła na genialny pomysł.
    - Otwórzcie się Bramy do Panny! Virgo!
    - Słucham księżniczko? Wreszcie wybierzesz dla mnie karę?
    - Nie!
    - A więc?
    - Możesz jakoś uciszyć tę dzieciuchy? Nie mogę jakoś nad nimi zapanować, sama wiesz. Daję ci wolną rękę do kary.
    - Z przyjemnością księżniczko!
    - Hah – uśmiechnęła się Lucy – Wiedziałam jak załatwić sprawę.
    Sama Virgo postanowiła nieco uciszyć, następnie przywiązać do siebie liną. To był właśnie plan Lucy; zmusić dziewczyn do tego, aby w końcu przestały się rzucać do gardeł.
    - Nienawidzę jej! - krzyknęła Nashi.
    - Uspokój się Nashi – upomniała Lucy – Dopóki nie pogodzicie się będziecie tak siedzieć i nawet nie zjecie swoich ulubionych potraw, które wam wcześniej przyniosłam.
    - To było specjalne!
    - Tak jakby.
    - Mamo!
    - Nie mamuj tylko godzić się. Nie ma jedzenia bez przebaczenia.
    - Moja ulubione ciasteczka – wyjęczała głodna już Nashi – Wszystko przez ciebie głupia niedojdo.
    - Odezwała się różowa owca.
    - Nie ma mowy, abym wysłuchiwała tych głupot dziecinnych więc jeżeli się pogodzicie to dajcie znać, a ja w międzyczasie wezmę kąpiel. Jednak podróż dość męcząca była, a później skosztuję potrawy. Chyba niestety sama.
    Lucy specjalnie tak powiedziała, a następnie skierowała swoje kroki do łazienki gdzie również było dośc wygodnie, przytulnie i dużo miejsca.
    - Nashi dlaczego?
    - Co dlaczego?
    - Musisz być taka uparta?
    Nashi otworzyła szerzej oczy bo młoda Fullbuster przejrzała ją, zdemaskowała.
    - Nie jestem.
    - Jesteś.
    - Nie!
    - Nashi nie upieraj się, proszę. Nie ważne czy jesteś uparta czy nie ja naprawdę chcę być twoją przyjaciółką, a nie małolatą, którą lata za tobą i ciągle cię ratuje z problemów. Ja poradzę sobie bardzo dobrze, ale boję się, że ty się w pewnym momencie po prostu załamiesz, ale wiesz Nashi to nie jest wstyd gdy człowiek okazuje strach i samotność. To jest po prostu dobroć. Dobroć własnej duszy.
    Nashi nie odezwała się ani słowem. Udawała ciągle obrażoną lecz oczy miała zaczerwienione ponieważ chciała płakać.
    - Nie płacz jeżeli nie chcesz. Nie płacz dla samej siebie, ale dla przyjaciół. To im okaż skruchę bo oni są niewinni Nashi. Przyjaciel to ktoś kto cię nie zostawi na pastwę losu. Myślisz, że mi nie ciężko Nashi? Owszem ciężko i to jak cholera ponieważ nie znałam własnej matki, a wychowałam się praktycznie sama. Wychowała mnie ulica i sama wola. Też tęskniłam za rodzicami i chciałam ich przytulić, błagać o wybaczenie bo najgorsze jest niechęć rodzica do własnego dziecka i tego się boisz prawda Nashi? Boisz się, że pani Lucy cię odtrąci jak przedtem, albo pan Natsu? Wiem, że nigdy tego nie zrobią. Gdyby tak zrobili to cię nie odszukali Nashi... Po tylu latach...
    Nashi spojrzała z nienawiścią na Mizu. Miała rację bo Dragneel cały czas bała się, że ktoś ją odtrąci. Bała się samotności i nie trosk. Po policzkach Nashi spłynęły łzy. Szczere łzy.  Płakała, a Mizu za pomocą opuszkami palców starła te gorzkie łzy przyjaciółki.
    Nie było łez. Nie było grzechu.
    Są tylko one: przyjaciółki, które oddadzą za siebie życie lub sprzedadzą swą duszę drugiemu by ta mogła przeżyć następny dzień.

4 marca 2016

Rozdział 14 – Historia błękitnych bliźniąt.

— Wiele się ostatnio wydarzyło, nie ma co – zauważyła Erica, która czyściła kufle po piwie. – A przedtem było tak cichutko! Brakuje mi tego, zdecydowanie.
— Ale Hana, a raczej Hoshi, przynajmniej dowiedziała się kim jest.
— À propos, gdzie się teraz podziewa?
— Ćwiczy ataki razem z panem Natsu i panią Lucy.
— Ech, te dzieciaki. Zabawom nigdy dosyć!
— Dokładnie.
Jane westchnęła i upiła łyk lemoniady. Od kiedy dowiedzieli się, gdzie leżą groby dawnych członków Fairy Tail, Mizu cały czas tam przebywała. W ogóle rzadko bywała w Gildii, a jej serce dusił mrok i to było widać.  Białowłosa postanowiła pognać czym prędzej na cmentarz, który mieścił się niedaleko miasta. Coraz więcej ludzi przybywało do tej miejscowości, która niedługo znów zacznie tętnić życiem. I przede wszystkim: nie czuć śmierci w powietrzu. Zdecydowanie było lepiej niż przedtem.
— Mizu-san! – krzyknęła dziewczyna i usiadła obok niej na ławce. – Od kilku dni nie pokazujesz się w Gildii, a wiele się zmieniło. Dlaczego? Cóż się stało?
Jane dostrzegła napis na nagrobku. „Fullbuster”, czyli ktoś z rodziny Mizu, a więc to dlatego tu przesiaduje.
— Tutaj spoczywa moja matka, Juvia Fullbuster. Zginęła, chroniąc mnie i niedawno to do mnie dotarło, a ja przedtem nie przyznawałam się do rodziców. Przez pół życia ich nienawidziłam!
— Mizu-san...
— Powiedz mi, Jane, czy to sprawiedliwe, by dzieci chowały rodziców? Czy to sprawiedliwe, by zamiast cieszyć się życiem z nimi, muszą nad nimi płakać?! Gdzie tu jest szczęście?!
— Ten świat zabłądził, Mizu-san, przez Smoczą Siłę i nic nie jest już takie samo, jak przedtem. Musimy się z tym pogodzić.
— Ale ja nie chcę! Nie chcę, by śmierć mej matki poszła na marne.
— Wiem, co czujesz, bo straciłyśmy obie coś cennego.
— Nic nie wiesz, nie znasz mnie zbyt dobrze, ale wiesz co? Przewyższę mojego ojca! I pomszczę matkę. Zniszczę samego Zerefa i Acnologię. Sama.
— Mizu-san, nie możesz!
— Mogę wszystko.
— Jesteś nam potrzebna w Gildii, a nie w obcym świecie.
— Samotność nie jest mi obca, Jane. Ja się wychowałam z samotnością. Co z Hoshi? Jak się czuje?
— Wygląda na to, że wydobrzała, a na dodatek ćwiczy ataki z panem Natsu. Bez odpoczynku.
— To wspaniale! Będzie coraz silniejsza.
— Na to wygląda.
— A więc powiadasz, że mam zostać w Gildii?
— Tak. Wszyscy cię potrzebują. To oczywiste.
— W takim razie zostanę. Pomimo tego, iż nie czuję się tam szczęśliwa.
— Przecież masz jeszcze ojca, Mizu-san, a ja nie mam nikogo. Kto tu ma lepiej: ty czy ja? Z którego szczęścia lepiej korzystać?
Mizu otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się delikatnie, bo ta mała miała od początku rację. Faktem jest, że odzyskała niedawno ojca. Czy matka chciałaby zemsty z jej strony? Ojciec wiele razy opowiadał, jakim Juvia była człowiekiem: beztroskim, pogodnym i wiecznie uśmiechniętym, a przede wszystkim walczyła o swoje. Za to podziwiała rodzicielkę, bo ona tak nie potrafiła.
Myślała cały czas o Victorze. Było jej go żal, a poza tym była mu wdzięczna – gdyby nie on, nie poznałaby matki, nie dowiedziałaby się kim tak naprawdę jest. Z oddali obserwował ją Daisuke, który podziwiał pannę Fullbuster, ale to ukrywał. Bał się swoich uczuć. Przymrużył trochę powieki i zamyślił się. Tyle się zmieniło. On i Loretta wiele przeszli, decyzja Daisuke i słabość Lory, która zrobiła się taka, bo nikt jej nigdy nie przytulił, ani nie powiedział ciepłego słowa. Zawsze starała się być lepsza od swojego starszego o minutę brata bliźniaka. Tak. Daisuke i Loretta byli bliźniakami. Szkoda tylko, że Loretta nie mogła ujrzeć uśmiechu ich matki, gdy ta ich przytulała. I od tej pory toczy się dalej historia błękitnych bliźniąt.
— Daisuke? – spytała głupkowato Mizu. – Coś się stało?
— Nie, nic. Po prostu zamyśliłem się.
— Daisuke? Mogę ci coś powiedzieć?
— Tak.
— Świat nie jest zły tylko ludzie tacy są, bo popełniają błędy. Uczyńmy go więc lepszym.
I w tej chwili stało się coś nadzwyczajnego: Mizu pierwszy raz wyciągnęła rękę w kierunku Daisuke Redfoxa. Chłopak spojrzał na nią jednocześnie z ciekawością i zaskoczeniem. Dlaczego tak postąpiła? Czego chciała? A może naprawdę chce mu pomóc? W tym samym momencie do tego wszystkiego musiała doczepić się Nashi, która od zawsze była ciekawska.
— Ja też chcę zwiedzać świat! I dokopać Acnologii! – krzyknęła. – Z wami!
Mizu uśmiechnęła się łagodnie, a Daisuke zrobił to samo. Teraz pozostało jedynie ułaskawić Lorettę, jak to się często mawiało, ale to już będzie trudniejsze, ponieważ była ona całkiem inna niż on. Magowie usłyszeli dziwną pieśń dochodzącą z dolnej biblioteki.
— …Przyleciały maleńkie złote ptaszki, usiadły na gałęzi i błagały o wolność... Nie wiedziały, co je czeka i kochały się nawzajem. Przyleciały maleńkie złote ptaszki... – Śpiewała to właśnie Loretta, która ocierała łzy, płynące spod powiek. – …Przyleciały maleńkie złote ptaszki, usiadły na gałęzi i błagały o wolność...
Mizu spojrzała na dziewczynę. Miała nadzieję, że ta całkiem nie zwariowała.
— Lora, coś się stało? – pierwsza spytała panna Fullbuster.
— Och, stało się! Dzięki ptaszkom odkryłam w sobie magię. Będę taka jak wy, a nawet lepsza, maleńkie ptaszki...
— Lora... – wyszeptał Daisuke ze smutkiem i próbował ją przytulić, lecz dziewczyna uniknęła tego.
Najprawdopodobniej na swój sposób przeżywała szok, po tym, co się stało. Myślała, że jest nie wiadomo kim i często wybuchała płaczem jak małe dziecko, ale nikt z Gildii nie śmiał się. Nie mógł lub też nie chciał. Bali się też, że jedno z bliźniąt wkrótce umrze. Ta myśl bardzo często ich nachodziła, dlatego próbowali o tym zapomnieć.
— Już dobrze, Lora... – Daisuke jednak przytulił siostrę bliźniaczkę. – Wszystko jest dobrze. Tak, mamy złote ptaszki.
Loretta od kilku dni zachowywała się jak małe dziecko, prawda była dla niej zbyt bolesna i nie potrafiła inaczej się z nią obejść. Często zamykała się w swoim pokoju na górze w Gildii i nie przyjmowała nikogo, nawet jeżeli ktoś przychodził z posiłkiem. Zrobiła się wychudzona, zaniedbana, ale tylko na własne życzenie. Jedynym jej przyjacielem były książki, gdyż nie zauważała ani brata, ani ojca.
— Nawet nie mogę pomóc własnemu dziecku – wymruczał bezradnie Gajeel, klnąc cały czas pod nosem. – Ona umrze, jeżeli tak dalej będzie. Nie chcę kolejnej śmierci... Levy by tego nie chciała... – wyszeptał.
— Musimy odnaleźć osobę, która leczy innych – palnęła nagle Nashi. – Czy w ogóle istnieje taka magia?
Happy znienacka podleciał do córki Natsu i próbował sobie coś przypomnieć.
— Owszem, istnieje, ale nie wiadomo czy posługujące się nią osoby przetrwały wojnę. Sam mam obawy. Pamiętam jak Wendy leczyła naszych przyjaciół...
— Wendy? Zbyt słodkie imię – parsknęła Nashi. – Ja bym takiego nie chciała.
— Patrzcie! – krzyknęła nagle Jane. – Coraz nowsze misje pokazują się na Tablicy Ogłoszeń! – Wskazała palcem na panel ze zleceniami. Faktycznie. Codziennie przybywało zgłoszeń, bo magowie ujawniali się, nie bali się już. Czyżby jeszcze istniała nadzieja?
— Tak się zastanawiam – zaczął Happy – skoro pojawiają się ogłoszenia, to może są magowie, którzy posługują się magię leczenia? Może magia całkowicie się odrodziła?
— Co to znaczy: „odrodziła”? – spytała Nashi.
— Czyli, że powrócili magowie, którzy ukrywali się wcześniej przed Wielkim Imperatorem lub Acnologią – wytłumaczył spokojnie Happy. – Nawet ci z mrocznych gildii pozostawali w ukryciu. Aye! Wiem coś o tym, bo wraz z Natsu się kamuflowaliśmy. Aye!
— On musi ciągle mówić to „Aye”? To się już nudne robi.
— Nashi!
— No co? Taka prawda. Co ja na to poradzę?
— Aye! Bo jestem kotem – odpowiedział wesoło Happy, nie przejmując się krytyką córki przyjaciela.
— Jakbyśmy nie zauważyli...
Nashi na chwilkę się zamyśliła.
— Mam! Wpadłam na genialny pomysł! – powiedziała bardzo głośno. – Znajdziemy lek dla Loretty! Uratujemy ją przed śmiercią, ponieważ należy do nas, jest częścią naszej rodziny.
Gdy Lucy usłyszała to z ust własnej córki, była z niej bardzo dumna. Nie mogła uwierzyć w to, że Nashi kiedykolwiek powie coś tak mądrego, bo od zawsze uważała, że dziewczyna odziedziczyła wszystko po ojcu.
— Jeżeli mojemu tacie udało się odnaleźć żywego pana Graya – zaczęła – to znajdziemy lek! Już wiele przeszliśmy, to i teraz nam się uda. Prawda?
— Prawda – przyznała rację Mizu. – Lecz musimy się na tę misję przygotować i to jak najszybciej. Sami wiecie dlaczego….
— Acnologia – mruknął Daisuke.
— I nie tylko. Są inni magowie, którzy pragną naszej śmierci. To ich właśnie powinniśmy się obawiać, a nie smoka. Bestia chce tylko nas zabić i nie myśli racjonalnie, a ludzie owszem i to jest ich najlepsza broń przeciw nam – stwierdziła Mizu. – Tak właśnie było w przypadku Ophelii, siostry Victoria. Ona sama mówiła przed śmiercią, że jest ich więcej.
— Ta walka była wyjątkowo ciężka.
— Zdecydowanie tak... – mruknęła Mizu
— Mistrzu! – po Gildii rozległ się głos Hoshi, która przez cały czas była na górze i próbowała zajrzeć do chorej Loretty. – Błagam! Pomocy! Ktokolwiek!
Wszyscy poderwali się na równe nogi i pobiegli na trzecie piętro, gdzie znajdowały się tak zwane gościnne pokoje na wypadek, gdyby magowie nie mieli własnego zakwaterowania. To był właśnie pomysł Daisuke, który rozplanował całą architekturę owego budynku. Miał talent do tego, trzeba było mu to przyznać.
— Ona... – Hoshi wpatrywała się w smutną twarz Loretty. – Ona umiera... Mistrzu Daisuke...
Hoshi rozpłakała się głośno i nie mogła się opanować. Jane przytuliła do siebie Smoczą Zabójczynię.
— Straciła wolę i wiarę w życie – wyszeptała Jane. – To jest najgorsze, co może spotkać człowieka. Nawet tego, który nie posiada ani krzty magii.
Loretta oddychała bardzo powoli i ciężko. Spod zamkniętych powiek spływały maleńkie łzy bólu i żalu do całego świata. Smocza potęga dosięgła i ją, przytłaczając także innych: bliskich, przyjaciół, znajomych.
— Ona nie umarła! – krzyknęła zirytowana Nashi, która z trudem hamowała łzy. – Nie umarła! Ja znajdę to cholerne lekarstwo! Znajdę je! – dodała, po czym wybiegła z Gildii, potrącając po drodze nic nieznaczących przechodniów, a za nią biegła zatroskana Mizu, która nie chciała niczyjej śmierci. Nashi już nie potrafiła powstrzymać łez. Cały czas płakała, biegnąc, a wiatr rozsiewał po świecie słone krople. Zupełnie tak, jakby miało to przynieść ulgę.




Betowała: Roszpuncia

Ps. Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach. Dzięki!

12 lutego 2016

Rozdział 13 – Nasze serca

Wszyscy wpatrywali się w groby, należące nie tylko do członków Fairy Tail, ale także innych gildii magów. Zbiorowy cmentarz. Lucy musiała zakryć usta rękami, aby nie krzyknąć z przerażenia. Gajeel jako pierwszy podszedł do maleńkiego nagrobka z wizerunkiem anioła, który posiadał wielkie skrzydła. Opuszkami palców strzepnął śnieg i przeczytał widniejący tam napis:
— Levy McGarden. – Ból rozerwał jego serce tak jak kiedyś, gdy Levy umierała, a on nie mógł nic zrobić. Był wtedy po prostu bezradny i stał się od tego momentu tchórzem. Do tej pory nienawidził samego siebie, a milczenie nic tu już nie pomoże, bo nikomu nie zwróci ono życia.
— Nie mogę... – wyszeptała Lucy, a po chwili łzy same spłynęły jej po policzkach. – Dlaczego oni musieli tyle wycierpieć… Nasi przyjaciele…
— Nie zapomnimy o nich, Lucy – odezwał się Gray. – Nigdy…
— Wiem to. I cieszę się.
Dzieci wystąpiły przed dorosłych magów, trzymając w dłoniach maleńkie świeczki, które nie paliły się. Każde z nich postawiło po jednym zniczu na grobie. Uczuć, które w nich siedziały, nie dało się opisać, bo każdy czuł coś osobnego, coś innego. Chwilę później Natsu, za pomocą swej magii, rozpalił wszystkie świece. Cmentarz ożywił się na moment.
— To dla was, kochani – powiedziała Lucy. – Będziemy tu przychodzić. Obiecuję! Levy, Juvia, Mira, Laxus, Jet, Droy… Wszyscy!
Natsu przytulił blondynkę. Czuł, że taki jest jego obowiązek. Naprawdę. Ta piękna chwila była dla nich teraz ważniejsza niż cokolwiek innego. Każdy rozumiał swój ból, który rósł, gdy sobie wszystko przypominali.
— Musimy żyć dla naszych dzieci – odezwał się Gray. – Przyjaciele by tego chcieli. Mamy cel.
— Jestem tego pewny, Gray – powiedział Natsu i uśmiechnął się do niego.
— I Erza by się z nami śmiała – wtrąciła Lucy. – Na pewno!
— A Levy czytałaby książki.
— Jet i Droy cały czas by ją chronili.
— Juvia ciągle by się do mnie tuliła – powiedział ze smutkiem Fullbuster – mówiąc: „Gray-sama”... – Nie wytrzymał. Zdrowe oko zapłakało gorzko, bo wciąż pamiętało ukochaną i to, co poświęciła dla swej córki. Gray był wdzięczny, bo zawdzięczał jej także swoje życie i innych. Dlaczego wcześniej, kilkanaście lat temu, nie zauważył jak Juvia się o niego stara? Spędziliby razem więcej pięknych chwil.
— Każdy z nich czegoś nas nauczył... – stwierdziła Lucy. – Każdy, kto był i kto odszedł z Fairy Tail.  Czuję ich moc, nawet, gdy mnie teraz z nimi nie ma, i dzięki temu nie jestem samotna, a ciemność już mnie nie otacza.
W tym momencie Lucy dostrzegła jakiś cień, który tańczył między grobami. Wydawało się jej to bardzo dziwne i przerażające, ale mniej znaczące. Może to z przemęczenia?
— Lucy, coś nie tak? – spytał Natsu, podchodząc do młodej kobiety i delikatnie obejmując ją ramionami, ciesząc się w duchu tą słodką chwilą. Wpatrywali się w nagrobki przyjaciół. Zmarłych przyjaciół.
— Wydawało mi się, że widziałam coś dziwnego. Tak jakby „żyjący” cień.
— Nie przejmuj się... – Natsu nie dokończył zdania, ponieważ został znienacka zaatakowany. Sam dokładnie nie mógł ocenić, co to było. Z tegoż powodu, Victor również się nie wycofał jak wcześniej planował. Mógł domyślić się, że nawet tutaj Ophelia zdecyduje się zaatakować. Ten cień to jedna z marionetek jego ukochanej siostry, która kiedyś była całkiem inną osobą.
— Wiedziałem, że coś knujesz! – krzyknął Natsu do Victora.
— Przysięgam, Fairy Tail, iż to nie ja.
— To kto, do jasnej cholery?! Kto śmie zakłócać tę ciszę?!
Na cmentarzu rozległ się słodki, aczkolwiek przerażający, kobiecy śmiech. Viktor dobrze wiedział do kogo należał.
— Oto ja jestem waszą zgubą, przeklęte Fairy Tail – znów rozległ się owy głos, a z cienia wyłoniła się postać pięknej, wysokiej, szczupłej kobiety, odzianej w białą suknię oraz czerwony płaszcz.
— Ophelia... – wysyczał wściekle Victor.
— To wy się znacie? – spytał zdziwiony Happy, na co chłopak przytaknął głową. – No to ładnie się zapowiada ta bajka.
— Kim jesteś? – Lucy próbowała załagodzić sytuację. – Czego od nas chcesz?
— Już mówiłam i powtarzać się nie będę. – Ophelia wydawała się być zadowolona zaistniałą sytuacją. – Muszę was zniszczyć, by odrodził się Zeref.
— Ophelia, przestań! – wtrącił się Victor. – Jeszcze nie jest za późno! Opamiętaj się!
— Mój drogi bracie, już dawno się opamiętałam, jeszcze zanim zaczęłam chodzić. Wybrałam wspaniałe miejsce na to, by was zniszczyć, Fairy Tail. Ach! Czyż to nie są groby waszych bliskich? Czyż nie są upiorne? A może warto je roztargać na strzępy jak wasze nic niewarte ciała?
Wszyscy zacisnęli mocno zęby, szykując się na walkę, ale nagle do Lucy dotarło, iż nie powinni tu walczyć, bo przecież zniszczą jedyną pamiątkę po bliskich. Muszą odciągnąć uwagę dziewczyny i zaprowadzić ją w inne miejsce, by chronić właśnie to. Przeciwniczka jest dość silnym magiem. Czy to właśnie blondynka weźmie na siebie tę odpowiedzialność? Czy zdoła pokonać siostrę Victora Raya? Nie miała pewności, ale była gotowa stanąć w każdej chwili do walki, by chronić resztki po przyjaciołach. Po wspólnej przeszłości.
— Ja będę twoim przeciwnikiem! – krzyknęła magini, zaskakując tym wszystkich.
— Lucy? – mruknął zdziwiony Natsu.
— Lecz najpierw musisz mnie złapać. Słyszysz?! Ja jestem mistrzem gildii i ode mnie musisz najpierw zacząć swą rzeź! – To oczywiście było kłamstwem, bo wspomnianą funkcję pełnił Daisuke.
— Jesteście żałośni, Fairy Tail! Myślicie, że wam się uda? Jesteście w wielkim błędzie, ale dobrze, z przyjemnością się z wami zabawię przed śmiercią. Zechcecie poznać mych przyjaciół? Ach! Nie macie wyboru!
Ophelia uśmiechnęła się niezbyt szczerze, szykując kolejny podstęp, by zniszczyć cel. Znienacka ziemia zatrzęsła się, a z niej zaczęli tworzyć się przedziwni żołnierze, którzy nie mieli oczu, ust, ani uszu, lecz samą zbroję. Poruszali się za pomocą magii dziewczyny. Byli tylko jej marionetkami, służącymi.
— Przywitajcie się z Honorowymi Żołnierzami! – zaśmiała się panna Ray. – Zabijcie ich, moje maleństwa! Zniszczcie Fairy Tail!
Ale Lucy nie mogła pozwolić, by nagrobki i to święte miejsce, zostało zdewastowane. Jest dla nich zbyt cenne. Postanowiła zrealizować swój plan i zmienić miejsce walki. Zaproponowała paru osobom, by odciągnąć uwagę przeciwniczki i tak też się stało. Wbiegli do środka lasu, a później wszyscy zebrali się na polanie. No tak, zapowiadała się ciężka bitwa.
— Moja magia jest naprawdę niezwykła. Dzięki niej mogę tworzyć wspaniałe potwory i jest to dla mnie czysta muzyka, a wszystko za pomocą Magii Ziemi. Czyż to nie wspaniałe, Fairy Tail? – zaśmiała się znów. — Mogę tworzyć, dawać życie, a nawet kierować nim. Bawię się w samego Stwórcę! Dodatkowo znam wasze myśli oraz uczucia. Są żałosne jak całe wasze dusze, które wyssę niczym krew!
— Przestań pieprzyć! – do akcji wkroczyła Nashi, która bardzo się zdenerwowała. — Walcz z nami, a nie baw się!
 Dziewczynce udało się uderzyć Ophelię, która wylądowała w błocie. W jej oczach było pełno nienawiści, oburzenia i bólu.
— Nashi Dragneel.
— We własnej osobie, podła żmijo!
— Byłabyś świetną zabaweczką. Tylko moją.
— Że co?
Nashi nie zorientowała się, że jeden z Żołnierzy schwytał ją ramionami od tyłu. Ta tylko syknęła z wściekłości i próbowała się wyrwać. Ophelia wstała i otrzepała brud z czerwonego płaszcza. Podeszła do dziewczynki i opuszkami palców dotknęła jej policzka.
— Nashi, czego byś chciała? Odzyskać straconą przeszłość rodziców?
Zapytana posmutniała, gdyż nie lubiła mówić o tym, co w przeszłości przeżyli ojciec i matka, ile stracili. Za bardzo ich kochała i szanowała.
— Przecież widzę. Chcesz zmienić świat, prawda?
— Tak...
— Ja też, a więc jeżeli ze mną pójdziesz, to oszczędzę groby waszych bliskich, Gildię oraz was. To twoja decyzja.
— Nashi!
Wodne Kule uszkodziły Honorowego Żołnierza, a ten upadł na ziemię, roztrzaskując się. Zza pleców panny Dragneel wybiegła zrozpaczona Mizu, która bała się, że straci przyjaciółkę.
— Mizu... – wyszeptała Nashi, mająca już niezły mętlik w główce.
— Nie wierz jej! Jest fałszywą przyjaciółką! Przecież chciała cię przezwyciężyć, nie pamiętasz?
— Skąd wiesz?
— Bo tak jest między nami, magami.
Mizu biegła, co sił w nogach, aż zatrzymała się, gdyż Nashi wpatrywała się w nią cały czas. Owszem, od zawsze toczyły między sobą boje, kłóciły się i obrzucały wyzwiskami, ale przecież to nie oznacza, że od razu się nienawidzą. Bądź co bądź, była jej przyjaciółką i zostanie nią do końca życia, chociażby miało być ono krótkie.
— Nashi! – krzyknęła Mizu, a po chwili zrobiła coś nietypowego – przytuliła mocno młodą maginię i zapłakała głośno. – Myślałam, że nie żyjesz! Powiedzieli mi, że zniknęłaś z pola bitwy!
A więc panna Fullbuster miała uczucia, a o tym świadczyły łzy, które spływały po jej alabastrowej skórze, delikatnej niczym porcelana. Mówiła przedtem, że nie ma łez, ani uczuć. Czyżby coś się w niej obudziło?
— Myślałam, że mnie nienawidzisz – zaczęła zdziwiona Nashi. – Zawsze się biłyśmy…
— Od teraz się to zmieni. Zobaczysz!
— Niby jak?
— Pamiętasz? Nasi rodzice chcieli, byśmy zostały przyjaciółkami. Może spełnimy ich życzenie? Masz mocne, silne serce, tak jak ja i cierpimy tak samo. Jesteśmy do siebie podobne.
— Mizu...
— Bzdura!
Ophelia rozkazała Honorowym Żołnierzom, by udusili Nashi. Z ciała dziewczęcia zaczęła wyciekać krew, krztusiła się nią.
— Jak śmiesz dotykać mojej przyjaciółki?! Wodna Fala!
Mizu wyczarowała zaklęcie, które spłynęło prosto na Ophelię, sprawiając, że dziewczyna stała się cała mokra i zaczęła się trząść z zimna. Panna Fullbuster nie mogła przewidzieć, iż mocno zmoczy ziemię, która zmieni się w paskudne błoto.
— Zdenerwowałyście mnie, i to bardzo! Nie okażę wam litości!
Z ziemi utworzyły się pnącza, które związały obie dziewczyny. Wisiały wysoko w górze, patrząc, jaki chaos się tworzy. Nie mogły rzucić żadnego zaklęcia obronnego. Nic nie zrobią.
— Jeżeli tego użyję – wymruczała Mizu – wydostaniemy się stąd.
— Masz na myśli „Wodną Metamorfozę”? Nie rób tego!
— Muszę ratować innych.
— Otwórzcie się, Wrota do Kraba! Cancer! – wykrzyczała z dołu Lucy, a owy Gwiezdny Duch przeciął pnącza. Uwięzione, upadły żywe na ziemię. Matka Nashi uratowała je, dlatego Mizu nie musiała użyć wspomnianego wcześniej zaklęcia.
— Dziękuję – bąknęła córka Graya.
— Najważniejsze jest to, że jesteście całe, prawda?
Obydwie panny przytaknęły głowami.
— Musimy zniszczyć te potwory – oznajmiła Lucy. – Inaczej będziemy zgubieni i nie ochronimy grobów naszych bliskich.
— Racja.
— Macie jakiś plan? Wydaje mi się, że to będzie trudny orzech do zgryzienia.
W tym momencie pojawił się Victor Ray, który szukał już przedtem dziewczyn, a najbardziej Mizu.
— Victor – wyszeptała niezbyt zadowolona Fullbusterówna, po tym jak się dowiedziała, że Ophelia jest jego siostrą. – Czego chcesz?
— Wiem jak się pozbyć Ophelii.
— Naprawdę? A skąd mamy pewność, że nie wpadniemy w zasadzkę?
— Jestem jej bratem, więc chyba wiem, co mówię? Żyję z nią od zawsze.
Mizu podbiegła do Victora i niepewnie wpatrywała się w jego twarz.
— Wiesz o tym, że jeżeli któremuś z moich przyjaciół coś się stanie, słono za to zapłacisz?
— Zauważyłem.
— Przypilnuję – zaoferowała się Nashi.
— Mnie nikt nie musi pilnować.
Na ciele Victora pojawiły się okropne tatuaże, z których wydobywała się krew, ale nie sprawiało mu to bólu, przyzwyczaił się do własnej mocy: Magii Krwi. Stworzył krwiste bicze, które próbowały usidlić Ophelię, lecz na próżno, bo co chwilę robiła uniki. Mężczyzna wzmocnił bicze dzięki zaklęciu, lecz sam został zaatakowany przez siostrę. Wiedział doskonale, iż będzie walczył z krewniaczką, lecz nie był na to przygotowany. W ogóle. Ophelia schwytała tym razem Hanę, która strasznie krzyczała i płakała. Trzęsła się z przerażenia i cały czas wpatrywała się w gwiazdy, jakby szukała u nich ratunku. Dla nich wszystkich.
— Gdybym tylko mogła pomóc moim przyjaciołom – myślała na głos. – Gdybym tylko miała w sobie magię... Mogłabym ich ochronić. Kim ja tak naprawdę jestem?
— Hana! – krzyknęła z dołu Lucy, która bała się o dziewczynkę. — Taurus!
Blondynka przyzwała byka, który miał za zadanie zniszczyć Honorowych Żołnierzy.
— Jesteś sobą... – Hana usłyszała dziwny głos w swoim ciele.
Wtedy zrozumiała, kim jest, ale zasmucił ją fakt, iż nie posiada żadnej ludzkiej matki, bo tak naprawdę ma smoczą. Jest… Gwiezdnym Smoczym Zabójcą, a jej prawdziwe imię to Hoshi, czyli gwiazda, która wreszcie przebudziła się i doskonale zdała sobie z tego sprawę. Szukała właśnie gildii Fairy Tail, bo myślała, iż tam odnajdzie matkę, ale zapomniała, że wychował ją smok. 
— Wybacz mi, matko, że o tobie zapomniałam  – syknęła Hoshi. – Nigdy już tego nie zrobię! Ryk Gwiezdnego Smoczego Zabójcy! – wykrzyknęła i strumień gwiazd pomknął wprost na trzymające ją pnącza. Upadła na ziemię, wolna od zasadzki. Jej włosy zmieniły kolor na złoty, powoli uwalniając z siebie magię, a mięśnie zwiększyły się. Czuła się silniejsza niż kiedykolwiek i wreszcie mogła ochronić ukochanych przyjaciół, którzy zawsze będą przy niej.
— Hana!
Lucy, Mizu i Nashi podbiegły do dziewczynki i zrozumiały, że to ktoś inny, nie ich malutka przyjaciółka i podopieczna.
— Hana? – spytała Lucy.
Hoshi odwróciła się gwałtownie i spojrzała na przyjaciółki.
— Dziękuję, że mnie obudziłyście. Myślałam, że na zawsze będę tkwić w tym śnie.
— Nie rozumiem…
— Nie jestem Haną, którą wcześniej poznałyście. Mam na imię Hoshi i jestem Gwiezdnym Smoczym Zabójcą. Przybyłam do waszej Gildii, ponieważ myślałam, że tam odnajdę matkę, lecz jest nią smoczyca, która jest przecież wolna. Dzięki wam, Fairy Tail, również jestem wolna i zniszczę naszego wroga.
— Że co?
Dziewczęta dalej nie rozumiały, ale Hoshi ponownie wkroczyła do akcji.
— Smocze Ostrze!
— To na nic! Myślisz, że tak łatwo mnie poko...
Za pomocą magicznych smoczych pazurów, Smocza Zabójczyni przecięła ciało przeciwniki na pół. Ophelia upadła na ziemię, a z jej ust wypłynęła stróżka krwi. Zaś Honorowi Żołnierze i Magiczne Pnącza zniknęły.
— Ophelia... – wyszeptał Victor, podchodząc do niej. – Wiedziałem, że tak skończysz. Tak samo jak nasz ojciec.
Dziewczyna wypluła krew na płaszcz brata, upokarzając go przy tym.
— Moja śmierć nie pójdzie na marne. Jest wielu innych, którzy chcą zniszczyć Fairy Tail i mam nadzieję, że tego dokonają. Skończą moją robotę. Ochroniliście jedno miejsce, lecz nie cały świat...
Po tych słowach Ophelia Ray wyzionęła ducha, a Victor dłonią zamknął jej powieki. Miał żal do siostry, ale w głębi serca wciąż ją kochał.
— Victor-sama? – Mizu podeszła do niego, próbując z nim porozmawiać. – Ja... odnośnie tamtego...
— Nie mam do ciebie żalu.
Mówiąc to, podniósł martwe ciało siostry. Chciał je pochować na rodzinnym cmentarzu, nie tutaj.
— Jeżeli chcesz ze mną jeszcze porozmawiać, to po prostu pomyśl o mnie.
— Dobrze.
I odszedł razem z siostrą w stronę ciemności.




Betowała: Roszpuncia


Ps. Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach. Dzięki!
Szablon wykonała: Roszpuncia