Po
korytarzach fortecy rozległ się ogromny hałas. Nikt nie wiedział,
co się dzieje. Młody rudowłosy mężczyzna biegł z mieczem w ręku
do głównej sali. Wiedział, że go tam potrzebują. Wreszcie drzwi
otworzyły się z wielkim hukiem, a młodzieniec zdębiał. Zauważył
jak potwór zabija potwora, a przynajmniej on tak to widział.
Za
pomocą swojej magii podmiany, zmienił zbroję oraz broń. Chciał
zabić obydwie istoty. Na szczęście Jane w porę się zorientowała.
—
Simon! Nie rób tego!
— A
co? Mam patrzeć jak giną moi przyjaciele? Zabiję obydwa potwory za
jednym zamachem!
— Nie
możesz! Jeśli to zrobisz, zabijesz Mizu, a ona jest jedną z nas!
Nie możesz! Nie waż się!
—
Mizu? Ten potwór jest kobietą?
I
w tej chwili rozniósł się po komnacie głośny ryk. Wszyscy
zatkali sobie uszy, by nie ogłuchnąć. Demon umarł z wycieńczenia,
a Mizu wstała i wpatrywała się we wszystkich. Jej magia
powoli ulatniała się z ciała. Stanęła przed nimi z licznymi
obrażeniami, w strzępach, które kiedyś były ubraniem oraz ze
złamanym kosturem. Z wycieńczenia upadła na ziemię.
Nashi
była w szoku. Natychmiast podbiegła do dziewczyny i chwyciła ją
w ramiona, a Daisuke wziął kostur. Będzie potrzebowała
czasu, by go naprawić, o ile w ogóle się da.
—
Uratowałaś nas wszystkich –mówiła do niej Nashi. –
Jestem z ciebie dumna i nie uważam już za głupca.
W
tej chwili rożowowłosa zrobiła coś niespodziewanego. Mocno
przytuliła dziewczynę, jakby znały się od lat.
Od
tamtej chwili minęło pięć dni, a Mizu nie wybudziła się jeszcze
ze śpiączki po utraceniu dużej ilości magicznej mocy. Na dodatek
jej ciało zostało prawie całkiem pochłonięte przez wodę. Stało
się lepkie, wodniste, a na skórze pojawiło się parę rybich
łusek, co było nad wyraz dziwne.
— Ona
na pewno nie jest Smoczym Zabójcą, bo by nam powiedziała –
rzekła Jane pewnego dnia, gdy obserwowała śpiącą przyjaciółkę.
– Dużo czytałam o Smoczych Zabójcach. Jej magia nie wskazuje na
przynależność do tego rodzaju magów.
—
Więc czym jest Mizu? Nie lepiej ją zabić? –
zirytował się Simon, który już przyzwyczaił się do nowej
sytuacji i zapoznawał z grupą. Jednak nie był przekonany do nowej.
Uważał, że dziewczynę powinno się bardzo uważnie obserwować i
mieć na baczności.
— Nie
możesz jej zabić! – skarciła go Jane. – Jak możesz tak mówić?
Nie możesz! Ona nas uratowała! Gdyby tego nie zrobiła,
zostalibyśmy wszyscy żywcem pożarci przez Demona Otchłani!
—
Demona Otchłani?
— Tak
nazywało się plugawe dziecię z księgi Zerefa.
— To
wiele wyjaśnia.
—
Właściwie mam jedno pytanie – rzekła Jane. –
Dlaczego nam pomogłeś? Myślałam, że jesteś samotnikiem.
—
Może to zabrzmi głupio, ale od paru dni słyszałem
głos. Mówił mi, abym wam pomógł, wtedy będę szczęśliwszy i
znajdę spokój dla swej duszy, tak jak mój ojciec.
—
Głos?
—
Tak. Był piękny i delikatny. Jakby nie z tego świata.
— Ale
to nie zmienia faktu, że uważasz Mizu za wroga. Ta dziewczyna nic
ci nie zrobiła!
—
Możecie przestać się kłócić? – syknęła do nich
Lora. – Zachowujecie się jak banda bachorów.
—
Przecież jesteśmy dziećmi!
—
Chciałabym tylko, żeby ona się ocknęła –
wyszeptała Jane. – Chciałabym też jej podziękować.
I
nagle coś się stało. Na czole Mizu zaczął błyszczeć znak, ten
sam, co kiedyś, lecz zupełnie innym blaskiem, w kolorze czystej
bieli. Znamię skrzyło się, ale nie znikało, jak to miało miejsce
wcześniej. Wygląda na to, że będzie je miała już na zawsze.
—
Dziwne. Ten znak… Kiedyś go widziałam –
przypomniała sobie Jane. – Jest niezwykły. Piękny.
Gdy
znamię przestało błyszczeć, Mizu się ocknęła. Spojrzała na
wszystkich nieco zdezorientowana.
—
Przyjaciele – było to pierwsze słowo, jakie padło z
jej ust.
—
Witaj w domu – powiedziała Nashi, która przed
chwilką przyszła. – Już myśleliśmy, że cię straciliśmy,
Mizu Fullbuster.
—
Fullbuster?
—
Tak. – Nashi odsunęła się od matki, gdyż ta
chciała zobaczyć córkę swoich przyjaciół. – Witaj w domu,
Mizu Fullbuster.
— Ty
mnie znasz?
—
Tak. Jesteś córką moich przyjaciół, Juvii Lokser i
Graya Fullbustera. Tak się cieszę, że mogę cię wreszcie
zobaczyć! Czy mogę cię przytulić? Nie robiłam tego, od kiedy
Juvia mi powiedziała, że jest w ciąży.
W
tej chwili w błękitnych oczach Mizu pojawiły się przeźroczyste
krople. Nie mogła ich powstrzymać. Po prostu same płynęły, gdy
Lucy ją tuliła.
—
Jednak oni mnie od zawsze chcieli… – mówiła przez
łzy. – Od zawsze…
— Jak
mogłaś pomyśleć inaczej? To cud, że jesteś z nami. Gdyby nie
ich miłość, nie byłoby cię tutaj.
— Jak
to?
— A
więc nie wiesz? Juvia oddała życie za ciebie. Miała cię na
rękach, gdy błagała o litość smoka, ale ten był bezlitosny. Ona
sama nie miała szans, Gray nie zdążył na czas. – Lucy
rozpłakała się. – Oddała swoją magiczną moc, by uratować
ciebie. Mizu znaczy woda, a woda to życie. Dlatego masz ten znak.
Dała ci go własna matka.
Dziewczynka
palcami dotknęła czoła. Chciała sprawdzić czy znamię na pewno
tam jest.
— Nie
musisz się wstydzić tego, kim jesteś. Człowiek nie wybiera sobie
przeznaczenia, ale przeznaczenie człowieka.
—
Jestem… – szeptała łkając. – Jestem magiem. To
nie jest wstyd. Nie chcę więcej być sama, ani płakać i tęsknić
za tamtymi dniami.
—
Jesteś taka podobna do moich przyjaciół.
W
międzyczasie Simon podstępnie uśmiechnął się. Nadal nie
dowierzał dziewczynie. Podszedł do okna, ale przez brudną szybę
widział tylko obraz nędzy i rozpaczy. Chciał zmienić ten
świat na własną rękę, ale czy w ogóle jest taka możliwość?
—
Simon? Nie zamierzasz przeprosić Mizu?
— Za
co? – warknął na Jane, nie odwracając się w jej stronę. –
Nie jestem jej nic winny.
— Ale
źle ją osądziłeś.
— I
co z tego? Niedoczekanie wasze – odburknął, a po chwili jego
tatuaż nad lewym okiem, który odziedziczył po ojcu, zabłyszczał
złowrogo. Jane przeraziła się. On już nie był Simonem, którego
znała.
— Nie
będę się płaszczył przed nikim.
W
tej samej chwili poczuł pięść Nashi na policzku. Różowowłosa
wyglądała na wściekłą. Była wkurzona na przyjaciela.
— O
co ci chodzi, pusta landrynko?!
—
Chyba tobie! Od kiedy wyszedłeś z lochów, jesteś
inny! I wcale nie jestem pusta jak mówisz!
—
Czyżby? To dlaczego nie pokonałaś Demona Otchłani, a
zrobiła to ona? Jesteś słaba, Nashi Dragneel!
—
Zamilcz!
Dziewczyna
znów próbowała uderzyć Simona, ale ten zrobił unik. W samą
porę.
—
Nashi, spójrz, co sobą reprezentujesz.
— A
ty niszczysz siebie własnym jadem, Simon. Co oni ci zrobili?
— Nic
nie wiesz!
— To
mi powiedz! Chcę ci pomóc!
—
Nashi… Oni chcieli mi zabrać moc. To, co dla maga
najważniejsze.
— Co?
Niemożliwe!
—
Chcieli bym był taki jak on, ale ja sam już nie wiem
kim jestem. W głowie mam mętlik…
W
oczach Nashi znów pojawiły się łzy.
— Nie
płacz przeze mnie Nashi Dragneel, bo jeszcze nie raz zapłaczesz.
Jestem skazany na porażkę. Nie posiadam już nic prócz tego ciała.
Zabrano mi prawie całą magię.
—
Przestań – wyszeptała Nashi. – Masz nas.
Zapomniałeś? Obiecałeś mi walkę.
— Ale
Nashi…
—
Poza tym, to nie koniec świata Simon. Weź się w
garść, chłopie!
„Taka
sama jak Natsu Dragneel. Taka sama jak mówił mój ojciec.”
—
Nigdy cię nie zostawimy, wiesz? Nieważne co by było.
Choćbyś nas chciał zabić, to i tak ci wlejemy rozum do głowy.
Zapomniałeś już? Jesteśmy rodziną. Jeśli trzeba – Nashi nieco
spoważniała – oddam ci połowę swojej mocy.
Wszystkich
ta decyzja zaskoczyła.
—
Co?!
—
Wystarczy, że prawie straciłam rodziców. Nie chcę
już więcej ponosić strat wśród bliskich mi osób…
—
Nashi, twoje poświęcenie nie musi wcale zaistnieć. Ja
znajdę sposób, by odzyskać utraconą moc, a zarazem stać się
jeszcze silniejszy. Gdy odbuduję ten kraj…
—
Odbudujesz? – dziewczyna przeraziła się. – Co masz
na myśli?
—
Zostanę nowym władcą Fiore.
— Nie
zamierasz wrócić z nami, prawda? Wybrałeś już.
—
Wybacz.
—
Dupek z ciebie Simon.
—
Nashi…
—
Zostań sobie samotnym władcą! A my się stąd
zbieramy. Na nas już czas.
Nashi
podeszła do Loretty, która czytała szybko prastare księgi.
Przedtem w ogóle nie zwracała uwagi na tę dwójkę.
—
Ogłoś wszystkim, że zbieramy się.
—
Nashi, zaczekaj.
— Na
co? Czyżbyś zmądrzał?
— To
chyba należy do twojej matki, ale wątpię by kontrakt między
duchami jeszcze istniał.
Simon
podał złotą szkatułkę dziewczynie. Różowowłosa otworzyła
pudełeczko i zobaczyła w nim klucze. Nie sądziła, że kiedyś je
jeszcze ujrzy. Pamiętała doskonale, że gdy była dzieckiem, bawiła
się nimi, ale nie tak by je zniszczyć.
— Czy
to są… – Do nich podeszła nagle Lucy, która już się lepiej
czuła, a przynajmniej tak się mogło wydawać. – Klucze do
bram! – Nie mogła uwierzyć, że znów je widzi.
Przez
to, iż przedtem posiadała całkiem inną magię, była zupełnie
kimś innym, to zapomniała o kluczach. Bardzo tego żałowała.
—
Należą do pani. Demon Otchłani trzymał je w
kryjówce, dość łatwej do odnalezienia. Nie wykazał się przy tym
inteligencją.
Lucy
rozpłakała się. Tak bardzo się cieszyła, że znów odzyskała
przyjaciół. Mocno przytuliła klucze do siebie.
— Już
nigdy was nie opuszczę! Nigdy!
— Czy
to pora na karę, księżniczko? – Znienacka pojawiła się Panna.
—
Virgo! Niemożliwe! Przecież… Tyle czasu…
—
Mówiłam kiedyś księżniczce, że zawsze będę
wierna, dopóki księżniczka sama nie zerwie kontraktu. Sądzę, że
z innymi Gwiezdnymi Duchami będzie tak samo.
—
Mamo? To Gwiezdny Duch? – spytała Nashi.
—
Tak.
Lucy
nie mogła się powstrzymać i przytuliła Virgo.
— Coś
źle zrobiłam, księżniczko?
—
Nie, nic. Tak bardzo się cieszę!
— Czy
ta różowa dziewucha to córka księżniczki?
—
Różowa dziewucha?! – fuknęła Nashi na ducha.
—
Nashi, nie unoś się – skarciła ją matka. – Duchy
trzeba szanować tak jak normalnych ludzi, wiesz? – Po chwili Lucy
uśmiechnęła się.
Nashi
przytaknęła głową, bo matka miała rację. Jak zawsze.
Betowała:
Roszpuncia
Ps.
Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach.
Dzięki!