A więc i pojawił się rozdział 5 z, którego jestem nawet zadowolona :) Dotrzymałam słowa, że wyszedł mi także trochę dłuższy. Nie wiem kiedy dodam szósty rozdział więc na razie cieszcie się tym co macie :)
Wielki
Imperator zmienił pałac Crocus w twierdzę przepełnioną
okropnymi, sadystycznymi magami. A co się stało z królewską
rodziną? Król został zgładzony, a księżniczka zniknęła. Nie
wiadomo, gdzie teraz przebywa i czy w ogóle żyje. Wielu
modli się o jej powrót, gdyż być może skończy trwającą wojnę.
Do
misji wyznaczyli dziesięciu najlepszych, najsilniejszych oraz
najszybszych. Młoda dziewczyna o imieniu Erica, została z
najmłodszymi, by się nimi opiekować. Dzięki magii telepatii mogła
porozumiewać się z resztą. Oczywiście mała Jane znajdowała się
między nimi. Bardzo się cieszyła, że może w tym wszystkich
uczestniczyć. Zgłaszano sprzeciwy, by z nimi nie wyruszała, bo
wiadomo, była z nich najmłodsza, ale też mogła pomóc! I bardzo
chciała!
— Nie
wiem, czy udanie się do starego pałacu Crocus było najlepszym
rozwiązaniem – zaczęła Mizu. – Mogą nas już obserwować.
— A
skąd mieliby się o tym dowiedzieć? – zaczęła siostra Daisuke.
– Przecież nie ma wśród nas zdrajcy.
— Mam
taką nadzieję, bo w przeciwnym razie byłoby już po nim.
Mizu
zorientowała się, że Jane bardzo posmutniała od kiedy wyruszyli.
Spojrzała na nią.
—
Chcesz odpocząć? – spytała spokojnie. – Coś się
stało?
—
Martwię się o Daisuke, a poza tym… – przerwała. –
Tęsknie za mamusią i tatusiem. A co jeśli oni nie żyją? Mamusia
śni mi się co drugą noc.
— Jak
to, śni ci się?
—
Normalnie. Przychodzi do mnie w nocy i mówi, jaka mam
być. Uśmiecha się do mnie, więc jest miła.
—
Będzie dobrze, zobaczysz – pocieszyła ją Mizu. –
Jeszcze spotkasz mamę i tatę.
„Mam
nadzieję, że żywych…” – dodała w myślach, choć w głębi
duszy przeczuwała, że tak nie będzie, a gorzka prawda bardzo
zaboli małą Jane. Ta mała potrafiła naprawdę wiele. Była z nich
wszystkich najbardziej uśmiechniętą dziewczynką i każdego
rozweselała, wtedy nikt się nie przejmował troskami i tą cholerną
misją. O ile w ogóle można to tak nazwać.
—
Wiesz co, Mizu? – zaczęła Jane pogryzają jabłko. –
Gdy odnajdę rodziców, powiem im to, co mam do powiedzenia od kiedy
tylko się narodziłam.
—
Myślę, że będą bardzo szczęśliwi z tego
wszystkiego.
—
Proszę… – Jane spojrzała na Mizu całkiem inaczej
niż dotychczas. – Nie mów do mnie jak do dziecka. Wiem, że
chcecie mnie widzieć taką, ale ja tego nie chcę. Jestem dojrzałą
kobietą, chociaż zamkniętą w ciele dziecka.
— Tak
naprawdę nigdy nie spytałam cię o twoją magię. Ciekawi mnie jaką
posiadasz.
—
Magia? Nie mam pojęcia, ale kiedy ją odkryję, będę
najszczęśliwszą osobą na świecie!
Znienacka
rozległ się głośny wybuch niedaleko ich grupy. Zatrzymali się,
a Jane schowała się za plecami Mizu, która sięgnęła po
kostur. Wszyscy rozglądali się dookoła.
—
Tam! Uwaga!
Loretta
dostrzegła ostre kolce zrobione z lodu. Uniknęła ciosu dzięki
Kuroi’emu, który ją ochronił. Dostrzegli kobietę lecącą
wprost na nich.
— Kim
jesteś?! – krzyknęła Mizu. – Czego chcesz?
—
Zorientowali się, że nadchodzimy. Ale jak?! Nie mam
pojęcia! – krzyknęła zdenerwowana Lorreta. – Nie podoba mi się
to wszystko.
Nad
ziemią unosiła się młoda kobieta o przepięknych niebieskich
oczach. Przypominała anioła, ale skrzydła miała zrobione z lodu.
Ciało było owinięte zwykłą przepaską, która zakrywała jej
atuty. Białawe włosy zasłaniały przedziwny znak na szyi, który
zauważyła Mizu.
— Kim
jesteś?! – warknęła na nią użytkowniczka wody. – Czego od
nas chcesz?!
—
Wielki Imperator was oczekuje – odezwała się postać.
– Żywych lub martwych.
— Jak
tak dalej pójdzie to martwych.
—
Musicie się zgodzić na jego warunki, jeśli chcecie
wolno stąpać po tej ziemi, dzieci magów. Wiem, że szukacie swojej
przeszłości.
—
Proszę, przestań ! – krzyknęła Jane wychylając
się z ukrycia. – Jak masz na imię, istoto?
—
Pójdziecie czy nie?
—
Jeśli przestaniesz nas atakować!
—
Musiałam się upewnić.
— To
nie był właściwy wybór.
Kobieta
cofnęła resztę magicznych sopli, które po chwili zniknęły.
Spojrzała na nich łagodnie.
— Mam
na imię Noun.
—
Wcześniej się pytałam jak miałaś na imię –
westchnęła Jane. – Imperator nas oczekuje? A co jeśli chce nas
zabić?
—
Gdyby chciał zabić już by dawno to zrobił.
— Nie
wierzymy w ani jedno twoje słowo!
— Nie
musicie.
Noun
wiedziała doskonale, że tak będzie. Te dzieciaki wiedzą, co robią
i nie są łatwowierne.
—
Wielki Imperator wie, że szukacie przeszłości oraz
informacji o Acnologii. Pragniecie zemsty, a ja to doskonale
rozumiem. – W błękitnych oczach Noun pojawiły się niebezpieczne
błyski. – On chce wam uświadomić kilka rzeczy. Gdyby tego nie
zrobił, jego reputacja ległaby w gruzach, pomyślcie sami.
Noun
miała w tym przypadku rację.
— Nie
mamy wyjścia – zrozumiała Loretta. – Musimy iść z nią.
Powinniśmy oszczędzać siły, a nie walczyć.
—
Racja – mruknęła niezadowolona Mizu, która
zdecydowanie wolałaby walczyć niż nic nie robić. – Wskaż
drogę, Noun.
Kobieta
uśmiechnęła się perfidnie, a po chwili klasnęła dłońmi,
ogłuszając przy tym wszystkich. Nie mogąc się ruszyć, ani zrobić
cokolwiek innego, zasnęli.
~~~*~~~
—
Noun? To ty? – Wielki Imperator delikatnie odwrócił
się i spojrzał na kobietę.
—
Tak.
—
Przyprowadziłaś ich?
—
Wszystkich.
— To
dobrze. Czas zacząć naszą grę.
—
Imperatorze? Stało się coś?
—
Nie. Znowu wracają wspomnienia. Muszę wymazać
wszystko od początku.
— Nie
powinieneś.
—
Muszę. Zresztą, co ja ci się będę tłumaczyć?
— Ona
i tak dowie się kiedyś prawdy. Prędzej czy później.
—
Wiem. Tak jak cała reszta.
Po
chwili po całej sali rozniósł się psychopatyczny śmiech. Ten
mężczyzna oszalał, dosłownie, a Noun doskonale o tym wiedziała.
Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawiła się cała
uprowadzona grupa.
— Mam
ochotę tej całej Noun rozwalić buźkę! – warknął Kuroi,
podnosząc się z podłogi. Rozejrzał się uważnie. – Gdzie my,
do cholery, jesteśmy?!
— W
mojej komnacie.
Kuroi
spojrzał z nienawiścią w oczach na mężczyznę, który zabrał
głos. Wyczuwał od niego istne zło.
— Nie
mam ochoty was zabijać. Jeszcze.
—
Pozytywna opcja – westchnął Kuroi.
Z
tłumu wychyliła się mała Jane, pełna determinacji.
—
Gdzie mamusia i tatuś?! Oddaj mi rodziców! Gdzie
mamusia i tatuś?!
Mężczyzna
zaśmiał się ozięble.
—
Głupcy.
Spojrzał
na Jane.
— Ja
ciebie skądś znam… Mały bękart, czyż nie? Twoi rodzice zginęli
kiedy mieli brać ślub. Sam zabiłem matkę... Mirajane czyż nie?
Od niej masz imię. Jane. – Znów się zaśmiał się.
—
Niemożliwe… – szepnęła Jane. – Nie wierzę w
to! Mama mi się śni! Ona ciągle żyje.
—
Łudź się nadzieją. Myślisz, że to coś zmieni?
Owszem, jesteście pozostałościami po magii, ale na nic wasz trud.
Ten świat niedługo zniknie z powierzchni ziemi.
— Nie
wierzę…
Jane
upadła na podłogę zalewając się łzami. Znienacka usłyszała
jak ktoś cały czas ich woła, ale mogła mieć przecież omamy.
— Co
jest? Jane? Ocknij się! – mruknął do niej Kuroi. – Jesteśmy
w niebezpieczeństwie! To jest pułapka?!
— Że
co?! – krzyknęła Loretta. – Specjalnie nas tu zwabiłeś!
—
Wreszcie to odkryliście. Genialnie!
Wszyscy
poczuli dziwne ciepło i nagle zauważyli falę ognia, kierującą
się w stronę Wielkiego Imperatora. Odwrócili się gwałtownie
i ujrzeli różowowłosą dziewczynę oraz Daisuke, a drzwi były
otwarte na oścież. Wielki Imperator odskoczył na bezpieczną
odległość.
—
Nashi! – krzyknęli wszyscy, którzy znali dziewczynę.
– Nareszcie! W samą porę!
Ale
ona nie zwracała uwagi na przyjaciół, gdyż była bardzo wściekła.
Gdyby tylko mogła, cały kraj by zniszczyła, ale przypłaciłaby to
życiem.
— Mam
ochotę nakopać ci do dupy, potworze! – warknęła Nashi. –
Myślałeś, że tak łatwo mnie zabijesz?! Niedoczekanie twoje!
—
Jakim cudem uwolniłaś się?! Przecież… Noun! –
Imperator rozglądnął się, ale poddanej nigdzie nie było. – Jak
zwykle muszę robić wszystko sam.
— Gdy
mnie złapałeś – zaczęła Nashi – miałeś spore szczęście,
ale zapomniałeś kim jestem – potomkiem Zabójcy Smoków! Jestem
córką Lucy Heartfilii oraz Natsu Dragneela! To moja duma!
Gdy
Mizu usłyszała te słowa, zabolała ją nagle głowa. Syknęła.
Nashi spojrzała na nią i stwierdziła w myślach, iż nigdy
dziewczyny nie widziała, a już na pewno jej nie polubi.
— Nie
przypominaj mi tych nazwisk! – krzyknął. – Zniszczę was! Tu
i teraz! Tutaj się to zakończy!
— Po
moim trupie – syknęła wściekła Nashi. – Z przyjemnością
skopię ci dupę!
—
Pozwól, że ja też będę walczyć – wtrąciła się
Loretta. – Chcę wam pomóc. Sami sobie nie dacie rady.
— Ja
też– powiedział Kuroi.
— I
ja. – Mizu wstała z podłogi, dochodząc powoli do siebie.
— Ty?
– warknęła Nashi. – Nie potrzebuję mięczaków.
— Nie
jestem mięczakiem, ogniska gębo!
— Jak
ty mnie nazwałaś?! Ty mała… A ty jaka niby jesteś?
—
Przestańcie się kłócić! – krzyknęła Loretta
chcąc załagodzić sytuację. – Im nas jest więcej, tym lepiej, a
ty, Nashi, nie zaczynaj.
Ta
tylko fuknęła obrażona.
—
Głupcy! Myślicie, że mnie pokonacie? Jacy jesteście
prości. Nie dziwię się, że Acnologia z łatwością was
zgładziła, a raczej waszych rodzicieli.
— Nie
jesteśmy słabi, bo mamy swoje wartości, które cenimy nade
wszystko! – warknęła Nashi.
Rozpoczęła
się walka na śmierć i życie. Różowowłosa próbowała chwycić
i udusić mężczyznę, ale ten był zbyt szybki. Mizu
wpatrywała się w magię Nashi, podziwiała ją poniekąd, ale też
nienawidząc.
—
Życie na ziemi jest najcenniejsze! Ale ty nie masz o
tym żadnego pojęcia! Nie wiesz, przez co przeszli ci, którzy
przeżyli!
Nashi
łupnęła Wielkiemu Imperatorowi, aż ten poleciał pod ścianę. Z
jej pięści buchnął ogień.
— To
właśnie przez ciebie płakałam, od kiedy zabiłeś mi matkę i
ojca! Każdą łzę zapamiętałam!
—
Wodna Kopuła – Mizu nagle wyczarowała ogromną
kopułę stworzoną z wody.
Jej
atak uwięził stwórcę chaosu na ziemi. Nie miał drogi ucieczki.
Nashi wpatrywała się w przeźroczystą wodę. Widziała w niej
wszystko, ale i to, czego nie chciała zobaczyć. To była właśnie
iluzja Imperatora.
—
Nashi – odezwał się. – Myślisz, że wszystko
załatwisz pięścią i magią, którą dostałaś od ojca?
Zacisnęła
mocno zęby.
—
Zresztą, Nashi… Spójrz na siebie, a następnie na
tych kmiotków. Co oni ci dali, a co ja mogę ci dać? Wychowałem
cię, nie pamiętasz?
—
Tak… – przyznała mu rację. – Tak! Pamiętam
nawet jak mnie odciągnąłeś od rodziców i chciałeś zabić, gdy
byłam noworodkiem.
— Ale
darowałem ci życie. Właściwie powinnaś podziękować za to Noun.
Wiesz dlaczego? Bo jest twoją matką! – po tych słowach,
roześmiał się i podleciał do Noun, którą trzymał ukrytą.
Opuszki palców mężczyzny chwyciły mocno gardło młodej, teraz
nieprzytomnej, kobiety.
—
Noun – zaczął do niej mówić. – Zdejmuję z
ciebie magię, którą ci wcześniej podarowałem.
Machnął
ręką, a po chwili kobieta zmieniła się. Białe włosy stały się
blond, a oczy zmieniły kolor na brąz. Zły urok już minął i była
sobą, bo jej stwórca stwierdził, że już mu się nie przyda ktoś
taki.
—
Nashi Dragneel, przywitaj się ze swoją matką, Lucy
Heartfilią!
Rzucił
ciało Noun, a raczej teraźniejszą Lucy, pod stopy przerażonych
dzieci. Nashi nie mogła w to uwierzyć. Miała matkę cały czas pod
ręką, ale ten mężczyzna zrobił jej pranie mózgu i nie była
sobą. Dziewczynka podbiegła szybko do jej ciała chcąc je objąć..
Rozpłakała się. To był horror! Łzy Nashi spadały na twarz
blondynki, która po chwili się ocknęła. Spojrzała na
dziewczynkę.
— Ja…
– mówiła. – Ja ciebie pamiętam… – wyszeptała powoli. –
Jesteś Nashi… Moja córeczka…
Nashi
zawyła głośno ze szczęścia, ale było to szczęście
w nieszczęściu. Przytuliła do siebie mocno matkę.
—
Ochronię cię…
—
Nashi… Jesteś taka sama jak twój ojciec… Taka sam
jak Natsu…
—
Mamo…
Dziewczynka
wstała i postanowiła kontynuować walkę. Matkę zostawiła pod
opiekę reszty. Lucy musiała odpocząć. Ta przeszłość nie miała
przeszłości. Wszystko zostało zniszczone.
—
Dokopię ci tak, że zapamiętasz wszystko co do joty! –
warknęła wściekła. – Albo nie nazywam się Dragneel!
Istota
zaśmiała się parszywie, a w oczach Nashi pojawiło się pierwszy
raz przerażenie i strach. Imperator ściągnął płaszcz. Ich oczom
ukazał się przerażający demon przypominający zmutowanego
człowieka o trzech czarnych oczach. Nigdy z czymś takim nie
walczyła, więc jak ma go pokonać? Bała się. Naprawdę.
Nashi
usłyszała jak w głębi duszy ktoś do niej mówi. Nie znała tego
głosu i bardzo żałowała, bo miała przeczucie, że powinna.
W brązowych oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
”Walcz,
Nashi. Dla dobra naszego kraju. Wierzę w ciebie. W twoją moc. W moc
Smoczych Zabójców. Nazywasz się Dragneel. Pamiętaj!”'
—
Ojcze… – Nashi zagryzła dolną wargę i musiała
przezwyciężyć strach dla dobra ich wszystkich.
Zerknęła na małą Jane, tą, która straciła
rodziców w dniu ich ślubu. Czy to jest naprawdę sprawiedliwe? A co
z Mizu? Ona w ogóle nie ma ani przeszłości, ani przyszłości.
Jest im to winna, albo faktycznie nie nazywa się Dragneel.
—
Wybacz mi, ojcze… – zaczęła. – Nie powinnam
zapominać, kim tak naprawdę jestem, ale teraz już wiem. Nazywam
się Nashi Dragneel!
— Co
tam mruczysz, człowieczku? – odezwał się demon. – Myślisz, że
mnie pokonasz swoją żałosną magią? Powinnaś się schować jak
najszybciej wraz z towarzyszami.
— Nie
ucieknę tym razem. Darowałeś mi życie i to był właśnie twój
błąd. Próbowałeś mi wymazać pamięć, ale ojciec… On ciągle
żyje we mnie, dzięki magii, którą posiadam. Miłości nie da się
wymazać, bo ona żyje w tobie, ale ty tego nie zrozumiesz, bo nie
czujesz, nie masz serca!
—
Nashi… – wyszeptała Lucy. – Natsu?!
Blondynka
przez chwilkę widziała uśmiechniętą twarz ukochanego. Teraz
zrozumiała, dlaczego zły czar demona prysnął. Natsu żył w
Nashi. Po prostu.
—
Dziękuję, Natsu… – Lucy przetarła oczy. – Znowu
mnie uratowałeś. Gdziekolwiek teraz jesteś, dziękuję ci.
Demon
zaśmiał się znów.
— Nie
pokonacie mnie! Jestem demonem stworzonym przez samego Zerefa! Nie
dacie rady! Ja zniszczę cały ten świat!
—
Przestań pieprzyć!
Kuroi
zaatakował pierwszy, wściekły, wyładowywał swoją moc na
przeciwnika. Jego zdolnością była magia cienia.
—
Cienista Fala Przekleństwa! – ryknął.
W
komnacie rozległ się przeraźliwy pisk, wydobywający się z
ciemnej fali. Przez chwilę zrobiło się naprawdę ciemno i wszyscy
odnieśli wrażenie, że nagle oślepli. Demon osłonił się za
pomocą powłoki, którą sam stworzył.
— To
nic nie skutkuje. Jesteśmy bez szans!
Kuroi
dostał w ramię. Rana była dość głęboka, a młodzieniec upadł
na podłogę.
—
Kuroi! – Mizu podeszła do mężczyzny chcąc mu
pomóc, a Daisuke spojrzał na nią. Był zazdrosny i nie mógł się
z tym pogodzić. Dlaczego właśnie on? Przecież znają się krótko!
—
Trzymaj się! Będzie dobrze! – próbowała go
podtrzymać na duchu. – Ranę da się wyleczyć.
—
Mizu… Walcz za mnie… Pomóż Nashi…
—
Wedle życzenia.
Dziewczyna
wstała, a swój ukochany kostur rzuciła w kąt. Na jej czole
pojawił się znowu przedziwny znak i nie mogła już nad tym
zapanować.
—
Nashi, oddaj mi swój ogień!
—
Posrało cię?!
—
Mówię serio!
Nashi
już zrozumiała dane polecenie, gdyż zauważyła, że całe ciało
granatowowłosej stało się wodniste. Atak ognia chce przyjąć na
siebie, a następnie skierować go na demona. Całkiem nieźle
to wymyśliła, ta mała kreatura.
„Pomóż
jej, Nashi, gdyż jest taka sama jak ty.” Znów usłyszała znajomy
głos.
Spojrzała
na dziewczynę. Szczupła, ciemne włosy, błękitne oczy. Podobna? W
jakim sensie? Charakteru? W dążeniue do celu? Mocy? Przecież ta
dziewczyna nie dorasta jej do pięt! To niemożliwe. W brązowych
oczach znów pojawiły się łzy. Nie mogła zrozumieć tego
wszystkiego, choć bardzo chciała.
—
Wodna Metamorfoza – wysyczała Mizu, a wszyscy
zwrócili na nią uwagę.
Ciało
dziewczyny zostało połączone z wodą, przez to ataki będą miej
bolesne, odniesie mniej obrażeń, będzie bardziej wytrzymała.
—
Nashi! – z zamysłu wyrwał ją głos Mizu. –
Proszę! Daj mi swój ogień! Teraz! Nashi! Potrzebujemy cię!
—
Mizu…
I
w tej chwili Nashi z całej siły skierowała swój ogień na
dziewczynę, a ta go pochłonęła, sprawiając, że była mieszanką
wybuchową. Jej oczy, dotychczas błękitne, stały się wręcz
ognistoczerwone od ognia.
—
Mizu. Kim tak naprawdę jesteś? – spytała Nashi. –
Gdy cię tylko ujrzałam od razu znienawidziłam, bo byłam
zazdrosna. Nie wiem, czy to uczucie było tymczasowe, czy jednak
całkiem przejmie moje serce. Proszę. – Nashi upadła na podłogę,
była słaba psychicznie i fizycznie. – Pomóż mi wytrzymać tę
erę dla dobra naszych rodzin. Dla naszego wspólnego dobra!
Mizu
nie słyszała słów, które Nashi wypowiedziała w chwili pełnej
emocji, które się w niej kotłowały. Walczyła z paskudnym demonem
i pragnęła go zgładzić jak najszybciej, by potem uciec
bezpiecznie z fortecy ze wszystkimi.
Przypomniała
sobie chwile spędzone z kobietą, która ją znalazła, gdy jeszcze
była niemowlęciem. Była jej bardzo wdzięczna. To ona ją
przewijała, karmiła, usypiała i pocieszała, gdy płakała. To ona
zastępowała jej matkę i ojca w jednym. W oczach Mizu pojawiła
się jedna maleńka łza.
„Pamiętasz,
jak mówiłam, abyś się nie bała burzy?”
Mizu
spojrzała na starszą kobietę z czerwonymi włosami i zawsze
uśmiechniętą twarzą. Ale nie rozumiała, dlaczego widziała ją
przedtem i teraz.
—
Pamiętam, ciociu – wyszeptała dziewczyna, pochylając
się nad demonem, a z jej ust leciała ślina zmieszana z krwią.
Uderzyła
z całej siły mroczną istotę. Demon wydał jęk bólu, miał
złamane kości, przez co nie mógł się poruszać. Mizu wydała
krzyk nie z tej ziemi. Nie była Smoczym Zabójcą, ani demonem z
księgi Zerefa, lecz normalnym człowiekiem, który cierpiał.
Cierpienie jest ludzkie.
Młoda
kobieta dorwała się do ciała demona i powoli rozrywała je na
strzępy. Wszyscy byli przerażeni tym faktem, a w międzyczasie Jane
się ocknęła.
— To
jest Mizu? – spytała nie mogąc uwierzyć. – Nie może być…
Zapłakała.
Nie zauważyła jak jej łzy zamieniały się w kryształy
i błyszczały.
— Co
jest?
—
Jane! – zawołała Loretta wciąż opiekując się
pozostałymi. – Twoje ręce… One błyszczą!
Jane
spojrzała na dłonie, które błyszczały złotym blaskiem. Było to
piękne zjawisko.
—
Znam tą magię. To magia snów – oznajmiła Loretta.
– Jest to bardzo piękna moc magiczna.
— Mam
magię? Myślałam, że…
—
Musiałaś odziedziczyć ją po którymś z rodziców.
To bardzo możliwe.
Jane
uśmiechnęła się pomimo łez, które wciąż spadały na ziemię
i skrzyły się.
Betowała:
Roszpuncia
Ps.
Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach.
Dzięki!