28 marca 2015

Rozdział 5 - Mała Jane

A więc i pojawił się rozdział 5 z, którego jestem nawet zadowolona :) Dotrzymałam słowa, że wyszedł mi także trochę dłuższy. Nie wiem kiedy dodam szósty rozdział więc na razie cieszcie się tym co macie :)






Wielki Imperator zmienił pałac Crocus w twierdzę przepełnioną okropnymi, sadystycznymi magami. A co się stało z królewską rodziną? Król został zgładzony, a księżniczka zniknęła. Nie wiadomo, gdzie teraz przebywa i czy w ogóle żyje. Wielu modli się o jej powrót, gdyż być może skończy trwającą wojnę.
Do misji wyznaczyli dziesięciu najlepszych, najsilniejszych oraz najszybszych. Młoda dziewczyna o imieniu Erica, została z najmłodszymi, by się nimi opiekować. Dzięki magii telepatii mogła porozumiewać się z resztą. Oczywiście mała Jane znajdowała się między nimi. Bardzo się cieszyła, że może w tym wszystkich uczestniczyć. Zgłaszano sprzeciwy, by z nimi nie wyruszała, bo wiadomo, była z nich najmłodsza, ale też mogła pomóc! I bardzo chciała!
Nie wiem, czy udanie się do starego pałacu Crocus było najlepszym rozwiązaniem – zaczęła Mizu. – Mogą nas już obserwować.
A skąd mieliby się o tym dowiedzieć? – zaczęła siostra Daisuke. – Przecież nie ma wśród nas zdrajcy.
Mam taką nadzieję, bo w przeciwnym razie byłoby już po nim.
Mizu zorientowała się, że Jane bardzo posmutniała od kiedy wyruszyli. Spojrzała na nią.
Chcesz odpocząć? – spytała spokojnie. – Coś się stało?
Martwię się o Daisuke, a poza tym… – przerwała. – Tęsknie za mamusią i tatusiem. A co jeśli oni nie żyją? Mamusia śni mi się co drugą noc.
Jak to, śni ci się?
Normalnie. Przychodzi do mnie w nocy i mówi, jaka mam być. Uśmiecha się do mnie, więc jest miła.
Będzie dobrze, zobaczysz – pocieszyła ją Mizu. – Jeszcze spotkasz mamę i tatę.
Mam nadzieję, że żywych…” – dodała w myślach, choć w głębi duszy przeczuwała, że tak nie będzie, a gorzka prawda bardzo zaboli małą Jane. Ta mała potrafiła naprawdę wiele. Była z nich wszystkich najbardziej uśmiechniętą dziewczynką i każdego rozweselała, wtedy nikt się nie przejmował troskami i tą cholerną misją. O ile w ogóle można to tak nazwać.
Wiesz co, Mizu? – zaczęła Jane pogryzają jabłko. – Gdy odnajdę rodziców, powiem im to, co mam do powiedzenia od kiedy tylko się narodziłam.
Myślę, że będą bardzo szczęśliwi z tego wszystkiego.
Proszę… – Jane spojrzała na Mizu całkiem inaczej niż dotychczas. – Nie mów do mnie jak do dziecka. Wiem, że chcecie mnie widzieć taką, ale ja tego nie chcę. Jestem dojrzałą kobietą, chociaż zamkniętą w ciele dziecka.
Tak naprawdę nigdy nie spytałam cię o twoją magię. Ciekawi mnie jaką posiadasz.
Magia? Nie mam pojęcia, ale kiedy ją odkryję, będę najszczęśliwszą osobą na świecie!
Znienacka rozległ się głośny wybuch niedaleko ich grupy. Zatrzymali się, a Jane schowała się za plecami Mizu, która sięgnęła po kostur. Wszyscy rozglądali się dookoła.
Tam! Uwaga!
Loretta dostrzegła ostre kolce zrobione z lodu. Uniknęła ciosu dzięki Kuroi’emu, który ją ochronił. Dostrzegli kobietę lecącą wprost na nich.
Kim jesteś?! – krzyknęła Mizu. – Czego chcesz?
Zorientowali się, że nadchodzimy. Ale jak?! Nie mam pojęcia! – krzyknęła zdenerwowana Lorreta. – Nie podoba mi się to wszystko.
Nad ziemią unosiła się młoda kobieta o przepięknych niebieskich oczach. Przypominała anioła, ale skrzydła miała zrobione z lodu. Ciało było owinięte zwykłą przepaską, która zakrywała jej atuty. Białawe włosy zasłaniały przedziwny znak na szyi, który zauważyła Mizu.
Kim jesteś?! – warknęła na nią użytkowniczka wody. – Czego od nas chcesz?!
Wielki Imperator was oczekuje – odezwała się postać. – Żywych lub martwych.
Jak tak dalej pójdzie to martwych.
Musicie się zgodzić na jego warunki, jeśli chcecie wolno stąpać po tej ziemi, dzieci magów. Wiem, że szukacie swojej przeszłości.
Proszę, przestań ! – krzyknęła Jane wychylając się z ukrycia. – Jak masz na imię, istoto?
Pójdziecie czy nie?
Jeśli przestaniesz nas atakować!
Musiałam się upewnić.
To nie był właściwy wybór.
Kobieta cofnęła resztę magicznych sopli, które po chwili zniknęły. Spojrzała na nich łagodnie.
Mam na imię Noun.
Wcześniej się pytałam jak miałaś na imię – westchnęła Jane. – Imperator nas oczekuje? A co jeśli chce nas zabić?
Gdyby chciał zabić już by dawno to zrobił.
Nie wierzymy w ani jedno twoje słowo!
Nie musicie.
Noun wiedziała doskonale, że tak będzie. Te dzieciaki wiedzą, co robią i nie są łatwowierne.
Wielki Imperator wie, że szukacie przeszłości oraz informacji o Acnologii. Pragniecie zemsty, a ja to doskonale rozumiem. – W błękitnych oczach Noun pojawiły się niebezpieczne błyski. – On chce wam uświadomić kilka rzeczy. Gdyby tego nie zrobił, jego reputacja ległaby w gruzach, pomyślcie sami.
Noun miała w tym przypadku rację.
Nie mamy wyjścia – zrozumiała Loretta. – Musimy iść z nią. Powinniśmy oszczędzać siły, a nie walczyć.
Racja – mruknęła niezadowolona Mizu, która zdecydowanie wolałaby walczyć niż nic nie robić. – Wskaż drogę, Noun.
Kobieta uśmiechnęła się perfidnie, a po chwili klasnęła dłońmi, ogłuszając przy tym wszystkich. Nie mogąc się ruszyć, ani zrobić cokolwiek innego, zasnęli.

~~~*~~~

Noun? To ty? – Wielki Imperator delikatnie odwrócił się i spojrzał na kobietę.
Tak.
Przyprowadziłaś ich?
Wszystkich.
To dobrze. Czas zacząć naszą grę.
Imperatorze? Stało się coś?
Nie. Znowu wracają wspomnienia. Muszę wymazać wszystko od początku.
Nie powinieneś.
Muszę. Zresztą, co ja ci się będę tłumaczyć?
Ona i tak dowie się kiedyś prawdy. Prędzej czy później.
Wiem. Tak jak cała reszta.
Po chwili po całej sali rozniósł się psychopatyczny śmiech. Ten mężczyzna oszalał, dosłownie, a Noun doskonale o tym wiedziała. Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawiła się cała uprowadzona grupa.
Mam ochotę tej całej Noun rozwalić buźkę! – warknął Kuroi, podnosząc się z podłogi. Rozejrzał się uważnie. – Gdzie my, do cholery, jesteśmy?!
W mojej komnacie.
Kuroi spojrzał z nienawiścią w oczach na mężczyznę, który zabrał głos. Wyczuwał od niego istne zło.
Nie mam ochoty was zabijać. Jeszcze.
Pozytywna opcja – westchnął Kuroi.
Z tłumu wychyliła się mała Jane, pełna determinacji.
Gdzie mamusia i tatuś?! Oddaj mi rodziców! Gdzie mamusia i tatuś?!
Mężczyzna zaśmiał się ozięble.
Głupcy.
Spojrzał na Jane.
Ja ciebie skądś znam… Mały bękart, czyż nie? Twoi rodzice zginęli kiedy mieli brać ślub. Sam zabiłem matkę... Mirajane czyż nie? Od niej masz imię. Jane. – Znów się zaśmiał się.
Niemożliwe… – szepnęła Jane. – Nie wierzę w to! Mama mi się śni! Ona ciągle żyje.
Łudź się nadzieją. Myślisz, że to coś zmieni? Owszem, jesteście pozostałościami po magii, ale na nic wasz trud. Ten świat niedługo zniknie z powierzchni ziemi.
Nie wierzę…
Jane upadła na podłogę zalewając się łzami. Znienacka usłyszała jak ktoś cały czas ich woła, ale mogła mieć przecież omamy.
Co jest? Jane? Ocknij się! – mruknął do niej Kuroi. – Jesteśmy w niebezpieczeństwie! To jest pułapka?!
Że co?! – krzyknęła Loretta. – Specjalnie nas tu zwabiłeś!
Wreszcie to odkryliście. Genialnie!
Wszyscy poczuli dziwne ciepło i nagle zauważyli falę ognia, kierującą się w stronę Wielkiego Imperatora. Odwrócili się gwałtownie i ujrzeli różowowłosą dziewczynę oraz Daisuke, a drzwi były otwarte na oścież. Wielki Imperator odskoczył na bezpieczną odległość.
Nashi! – krzyknęli wszyscy, którzy znali dziewczynę. – Nareszcie! W samą porę!
Ale ona nie zwracała uwagi na przyjaciół, gdyż była bardzo wściekła. Gdyby tylko mogła, cały kraj by zniszczyła, ale przypłaciłaby to życiem.
Mam ochotę nakopać ci do dupy, potworze! – warknęła Nashi. – Myślałeś, że tak łatwo mnie zabijesz?! Niedoczekanie twoje!
Jakim cudem uwolniłaś się?! Przecież… Noun! – Imperator rozglądnął się, ale poddanej nigdzie nie było. – Jak zwykle muszę robić wszystko sam.
Gdy mnie złapałeś – zaczęła Nashi – miałeś spore szczęście, ale zapomniałeś kim jestem – potomkiem Zabójcy Smoków! Jestem córką Lucy Heartfilii oraz Natsu Dragneela! To moja duma!
Gdy Mizu usłyszała te słowa, zabolała ją nagle głowa. Syknęła. Nashi spojrzała na nią i stwierdziła w myślach, iż nigdy dziewczyny nie widziała, a już na pewno jej nie polubi.
Nie przypominaj mi tych nazwisk! – krzyknął. – Zniszczę was! Tu i teraz! Tutaj się to zakończy!
Po moim trupie – syknęła wściekła Nashi. – Z przyjemnością skopię ci dupę!
Pozwól, że ja też będę walczyć – wtrąciła się Loretta. – Chcę wam pomóc. Sami sobie nie dacie rady.
Ja też– powiedział Kuroi.
I ja. – Mizu wstała z podłogi, dochodząc powoli do siebie.
Ty? – warknęła Nashi. – Nie potrzebuję mięczaków.
Nie jestem mięczakiem, ogniska gębo!
Jak ty mnie nazwałaś?! Ty mała… A ty jaka niby jesteś?
Przestańcie się kłócić! – krzyknęła Loretta chcąc załagodzić sytuację. – Im nas jest więcej, tym lepiej, a ty, Nashi, nie zaczynaj.
Ta tylko fuknęła obrażona.
Głupcy! Myślicie, że mnie pokonacie? Jacy jesteście prości. Nie dziwię się, że Acnologia z łatwością was zgładziła, a raczej waszych rodzicieli.
Nie jesteśmy słabi, bo mamy swoje wartości, które cenimy nade wszystko! – warknęła Nashi.
Rozpoczęła się walka na śmierć i życie. Różowowłosa próbowała chwycić i udusić mężczyznę, ale ten był zbyt szybki. Mizu wpatrywała się w magię Nashi, podziwiała ją poniekąd, ale też nienawidząc.
Życie na ziemi jest najcenniejsze! Ale ty nie masz o tym żadnego pojęcia! Nie wiesz, przez co przeszli ci, którzy przeżyli!
Nashi łupnęła Wielkiemu Imperatorowi, aż ten poleciał pod ścianę. Z jej pięści buchnął ogień.
To właśnie przez ciebie płakałam, od kiedy zabiłeś mi matkę i ojca! Każdą łzę zapamiętałam!
Wodna Kopuła – Mizu nagle wyczarowała ogromną kopułę stworzoną z wody.
Jej atak uwięził stwórcę chaosu na ziemi. Nie miał drogi ucieczki. Nashi wpatrywała się w przeźroczystą wodę. Widziała w niej wszystko, ale i to, czego nie chciała zobaczyć. To była właśnie iluzja Imperatora.
Nashi – odezwał się. – Myślisz, że wszystko załatwisz pięścią i magią, którą dostałaś od ojca?
Zacisnęła mocno zęby.
Zresztą, Nashi… Spójrz na siebie, a następnie na tych kmiotków. Co oni ci dali, a co ja mogę ci dać? Wychowałem cię, nie pamiętasz?
Tak… – przyznała mu rację. – Tak! Pamiętam nawet jak mnie odciągnąłeś od rodziców i chciałeś zabić, gdy byłam noworodkiem.
Ale darowałem ci życie. Właściwie powinnaś podziękować za to Noun. Wiesz dlaczego? Bo jest twoją matką! – po tych słowach, roześmiał się i podleciał do Noun, którą trzymał ukrytą. Opuszki palców mężczyzny chwyciły mocno gardło młodej, teraz nieprzytomnej, kobiety.
Noun – zaczął do niej mówić. – Zdejmuję z ciebie magię, którą ci wcześniej podarowałem.
Machnął ręką, a po chwili kobieta zmieniła się. Białe włosy stały się blond, a oczy zmieniły kolor na brąz. Zły urok już minął i była sobą, bo jej stwórca stwierdził, że już mu się nie przyda ktoś taki.
Nashi Dragneel, przywitaj się ze swoją matką, Lucy Heartfilią!
Rzucił ciało Noun, a raczej teraźniejszą Lucy, pod stopy przerażonych dzieci. Nashi nie mogła w to uwierzyć. Miała matkę cały czas pod ręką, ale ten mężczyzna zrobił jej pranie mózgu i nie była sobą. Dziewczynka podbiegła szybko do jej ciała chcąc je objąć.. Rozpłakała się. To był horror! Łzy Nashi spadały na twarz blondynki, która po chwili się ocknęła. Spojrzała na dziewczynkę.
Ja… – mówiła. – Ja ciebie pamiętam… – wyszeptała powoli. – Jesteś Nashi… Moja córeczka…
Nashi zawyła głośno ze szczęścia, ale było to szczęście w nieszczęściu. Przytuliła do siebie mocno matkę.
Ochronię cię…
Nashi… Jesteś taka sama jak twój ojciec… Taka sam jak Natsu…
Mamo…
Dziewczynka wstała i postanowiła kontynuować walkę. Matkę zostawiła pod opiekę reszty. Lucy musiała odpocząć. Ta przeszłość nie miała przeszłości. Wszystko zostało zniszczone.
Dokopię ci tak, że zapamiętasz wszystko co do joty! – warknęła wściekła. – Albo nie nazywam się Dragneel!
Istota zaśmiała się parszywie, a w oczach Nashi pojawiło się pierwszy raz przerażenie i strach. Imperator ściągnął płaszcz. Ich oczom ukazał się przerażający demon przypominający zmutowanego człowieka o trzech czarnych oczach. Nigdy z czymś takim nie walczyła, więc jak ma go pokonać? Bała się. Naprawdę.
Nashi usłyszała jak w głębi duszy ktoś do niej mówi. Nie znała tego głosu i bardzo żałowała, bo miała przeczucie, że powinna. W brązowych oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
Walcz, Nashi. Dla dobra naszego kraju. Wierzę w ciebie. W twoją moc. W moc Smoczych Zabójców. Nazywasz się Dragneel. Pamiętaj!”'
Ojcze… – Nashi zagryzła dolną wargę i musiała przezwyciężyć strach dla dobra ich wszystkich.
Zerknęła na małą Jane, tą, która straciła rodziców w dniu ich ślubu. Czy to jest naprawdę sprawiedliwe? A co z Mizu? Ona w ogóle nie ma ani przeszłości, ani przyszłości. Jest im to winna, albo faktycznie nie nazywa się Dragneel.
Wybacz mi, ojcze… – zaczęła. – Nie powinnam zapominać, kim tak naprawdę jestem, ale teraz już wiem. Nazywam się Nashi Dragneel!
Co tam mruczysz, człowieczku? – odezwał się demon. – Myślisz, że mnie pokonasz swoją żałosną magią? Powinnaś się schować jak najszybciej wraz z  towarzyszami.
Nie ucieknę tym razem. Darowałeś mi życie i to był właśnie twój błąd. Próbowałeś mi wymazać pamięć, ale ojciec… On ciągle żyje we mnie, dzięki magii, którą posiadam. Miłości nie da się wymazać, bo ona żyje w tobie, ale ty tego nie zrozumiesz, bo nie czujesz, nie masz serca!
Nashi… – wyszeptała Lucy. – Natsu?!
Blondynka przez chwilkę widziała uśmiechniętą twarz ukochanego. Teraz zrozumiała, dlaczego zły czar demona prysnął. Natsu żył w Nashi. Po prostu.
Dziękuję, Natsu… – Lucy przetarła oczy. – Znowu mnie uratowałeś. Gdziekolwiek teraz jesteś, dziękuję ci.
Demon zaśmiał się znów.
Nie pokonacie mnie! Jestem demonem stworzonym przez samego Zerefa! Nie dacie rady! Ja zniszczę cały ten świat!
Przestań pieprzyć!
Kuroi zaatakował pierwszy, wściekły, wyładowywał swoją moc na przeciwnika. Jego zdolnością była magia cienia.
Cienista Fala Przekleństwa! – ryknął.
W komnacie rozległ się przeraźliwy pisk, wydobywający się z ciemnej fali. Przez chwilę zrobiło się naprawdę ciemno i wszyscy odnieśli wrażenie, że nagle oślepli. Demon osłonił się za pomocą powłoki, którą sam stworzył.
To nic nie skutkuje. Jesteśmy bez szans!
Kuroi dostał w ramię. Rana była dość głęboka, a młodzieniec upadł na podłogę.
Kuroi! – Mizu podeszła do mężczyzny chcąc mu pomóc, a Daisuke spojrzał na nią. Był zazdrosny i nie mógł się z tym pogodzić. Dlaczego właśnie on? Przecież znają się krótko!
Trzymaj się! Będzie dobrze! – próbowała go podtrzymać na duchu. – Ranę da się wyleczyć.
Mizu… Walcz za mnie… Pomóż Nashi…
Wedle życzenia.
Dziewczyna wstała, a swój ukochany kostur rzuciła w kąt. Na jej czole pojawił się znowu przedziwny znak i nie mogła już nad tym zapanować.
Nashi, oddaj mi swój ogień!
Posrało cię?!
Mówię serio!
Nashi już zrozumiała dane polecenie, gdyż zauważyła, że całe ciało granatowowłosej stało się wodniste. Atak ognia chce przyjąć na siebie, a następnie skierować go na demona. Całkiem nieźle to wymyśliła, ta mała kreatura.
Pomóż jej, Nashi, gdyż jest taka sama jak ty.” Znów usłyszała znajomy głos.
Spojrzała na dziewczynę. Szczupła, ciemne włosy, błękitne oczy. Podobna? W jakim sensie? Charakteru? W dążeniue do celu? Mocy? Przecież ta dziewczyna nie dorasta jej do pięt! To niemożliwe. W brązowych oczach znów pojawiły się łzy. Nie mogła zrozumieć tego wszystkiego, choć bardzo chciała.
Wodna Metamorfoza – wysyczała Mizu, a wszyscy zwrócili na nią uwagę.
Ciało dziewczyny zostało połączone z wodą, przez to ataki będą miej bolesne, odniesie mniej obrażeń, będzie bardziej wytrzymała.
Nashi! – z zamysłu wyrwał ją głos Mizu. – Proszę! Daj mi swój ogień! Teraz! Nashi! Potrzebujemy cię!
Mizu…
I w tej chwili Nashi z całej siły skierowała swój ogień na dziewczynę, a ta go pochłonęła, sprawiając, że była mieszanką wybuchową. Jej oczy, dotychczas błękitne, stały się wręcz ognistoczerwone od ognia.
Mizu. Kim tak naprawdę jesteś? – spytała Nashi. – Gdy cię tylko ujrzałam od razu znienawidziłam, bo byłam zazdrosna. Nie wiem, czy to uczucie było tymczasowe, czy jednak całkiem przejmie moje serce. Proszę. – Nashi upadła na podłogę, była słaba psychicznie i fizycznie. – Pomóż mi wytrzymać tę erę dla dobra naszych rodzin. Dla naszego wspólnego dobra!
Mizu nie słyszała słów, które Nashi wypowiedziała w chwili pełnej emocji, które się w niej kotłowały. Walczyła z paskudnym demonem i pragnęła go zgładzić jak najszybciej, by potem uciec bezpiecznie z fortecy ze wszystkimi.
Przypomniała sobie chwile spędzone z kobietą, która ją znalazła, gdy jeszcze była niemowlęciem. Była jej bardzo wdzięczna. To ona ją przewijała, karmiła, usypiała i pocieszała, gdy płakała. To ona zastępowała jej matkę i ojca w jednym. W oczach Mizu pojawiła się jedna maleńka łza.
Pamiętasz, jak mówiłam, abyś się nie bała burzy?”
Mizu spojrzała na starszą kobietę z czerwonymi włosami i zawsze uśmiechniętą twarzą. Ale nie rozumiała, dlaczego widziała ją przedtem i teraz.
Pamiętam, ciociu – wyszeptała dziewczyna, pochylając się nad demonem, a z jej ust leciała ślina zmieszana z krwią.
Uderzyła z całej siły mroczną istotę. Demon wydał jęk bólu, miał złamane kości, przez co nie mógł się poruszać. Mizu wydała krzyk nie z tej ziemi. Nie była Smoczym Zabójcą, ani demonem z księgi Zerefa, lecz normalnym człowiekiem, który cierpiał. Cierpienie jest ludzkie.
Młoda kobieta dorwała się do ciała demona i powoli rozrywała je na strzępy. Wszyscy byli przerażeni tym faktem, a w międzyczasie Jane się ocknęła.
To jest Mizu? – spytała nie mogąc uwierzyć. – Nie może być…
Zapłakała. Nie zauważyła jak jej łzy zamieniały się w kryształy i błyszczały.
Co jest?
Jane! – zawołała Loretta wciąż opiekując się pozostałymi. – Twoje ręce… One błyszczą!
Jane spojrzała na dłonie, które błyszczały złotym blaskiem. Było to piękne zjawisko.
Znam tą magię. To magia snów – oznajmiła Loretta. – Jest to bardzo piękna moc magiczna.
Mam magię? Myślałam, że…
Musiałaś odziedziczyć ją po którymś z rodziców. To bardzo możliwe.
Jane uśmiechnęła się pomimo łez, które wciąż spadały na ziemię i skrzyły się.





Betowała: Roszpuncia


Ps. Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach. Dzięki!


21 marca 2015

Rozdział 4 - Wielki Imperator

Hey kochani :) Nareszcie postanowiłam dodać czwarty rozdział, ale szczerze powiedziawszy nie jestem z niego zadowolona bo wyszedł mi strasznie króciutki, ale obiecuję, że następny będzie nieco dłuższy, a przynajmniej mam taką nadzieję. Planuję także zmienić szablon, ale nie wiem kiedy także to wyjdzie. Powstały także dwie nowe zakładki: Bohaterowie oraz Spam, gdzie tam możecie się reklamować do woli.
Zapraszam do czytania :)


Kolorowe promienie słońca wdarły się do biblioteki, budząc po kolei wszystkie dzieci. Spały one na starych materacach, przykryte szarawymi kocami, a pod głową każe miało jedną poduszkę. Nie było pośród nich Kuroi’a, który stał zupełnie gdzie indziej. Z reguły co noc stał na warcie. Dla niego noc była domem, azylem, ostoją. Mógł w gwieździste niebo wpatrywać się cały czas i wcale się tym nie znudził.
— Mizu? Wstałaś już? – Jane podniosła się z materaca i uśmiechnęła serdecznie do niedawno poznanej osoby.
— Myślę, że tak. Miałam ciągle nadzieję, że śnię, że mnie tu nie ma.
— Ale jesteś z nami. Powinnaś się cieszyć.
— Powinnam?
— Tak!
I po chwili Jane pobiegła do innych dzieci, które już powoli wstawały i zajmowały się sobą. Mizu ziewnęła głośno, nawet nie przejmując się tym czy ktoś usłyszy. Znajdowała się w ciepłym miejscu, więc mogła na jakiś czas w sumie zostać, co jej szkodzi? Chyba nic, a dzieci wydają się być bardzo przyjazne.
— Proszę. – Jane podała jej kubek z ciepłą herbatą. – Jeszcze jest ciepła, więc pij. Zaraz będą rozdawać posiłek.
Mizu wzięła metalowy kubek.
— Gdzie Kuroi?
— Nie mam pojęcia, ale myślę, że stoi jeszcze na warcie. Coś się stało? Czemu martwisz się o niego?
— Tak pomyślałam, że mogłabym się od niego wiele nauczyć, ale boję się spytać o trening.
— Spróbować zawsze można.
Po całej bibliotece rozległ się kobiecy krzyk.
— Co się stało?! Kto krzyczy?!
— Daisuke zniknął! – krzyknęła niebiesko włosa dziewczyna, wymachując rękami. W dłoni trzymała skrawek papieru.
— Co się stało?
— Daisuke zniknął – powtórzyła. – Tak bardzo martwię się o niego. Jeśli on coś sobie zrobi, nie daruję sobie tego!
Mizu chwyciła kostur i poprawiła kołnierz od bluzki.
— Dokąd mógłby pójść? – zapytała ironicznie.
— Zamierzasz go szukać? – spytała się, nie dowierzając własnym uszom. – Niemożliwe! Sama nie dasz rady!
— Nie dziwię się, że cały czas przegrywacie – zaczęła. – Cały czas boicie się wyjść z ukrycia. Myślicie, że coś zdziałacie?! Nigdy nie odnajdziecie własnej przeszłości! – krzyknęła z całych sił.
— Mizu… – wyszeptała Jane.
Siostra Daisuke zagryzła mocno usta.
— Kuroi – zagadnęła chłopaka, który pojawił się znienacka.
— Tak? Właśnie skończyłem wartę.
— Zbierz najlepszych i idziemy. Wyruszamy po przyszłość.
— Idziemy w świat?!
— Tak.
— Niemożliwe! Przecież się jeszcze trzy dni temu panicznie bałaś, a teraz…
— Brat mi ważniejszy niż strach. Nie chcę, by Wielki Imperator go złapał.
— Wielki Imperator? – spytała z ciekawością Mizu. – Któż to, do diabła?
— Wielki Imperator przyjął we władanie pozostałości Fiore zaraz po wojnie z Acnologią. Nikt nie wie skąd się pojawił, ani jaką magią włada, ale jest bardzo potężnym magiem. Wszyscy się go boją. My także.
— Powinien wiedzieć więcej o naszych rodzicach. Może nawet wie, gdzie ich pochowano?
— Możliwe.
— W takim razie na co czekamy?! – krzyknęła Mizu. – Wyruszamy!
— Nie tak prędko. Pałac jest bardzo dobrze strzeżony i wątpię, że tak łatwo się tam dostaniemy, o ile w ogóle się uda.
— Musimy. Nie mamy innego wyjścia.
Mała Jane podeszła do Mizu. Wpatrywała się w nią cały czas.
— Czy wszyscy zginiemy?
— Nie pozwolę na to! Już nie – wyszeptała Mizu i po chwili jedną ręką mocno przyciągnęła do siebie Jane, przytulając ją. – I nie mam zamiaru ukrywać swej magii pomimo tego, że jest zakazana. Nie dam się tak łatwo zabić.


Betowała: Roszpuncia

Ps. Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach. Dzięki!Dzięki!
Szablon wykonała: Roszpuncia