— Wiele się ostatnio wydarzyło,
nie ma co – zauważyła Erica, która czyściła kufle po piwie. – A przedtem było
tak cichutko! Brakuje mi tego, zdecydowanie.
— Ale Hana, a raczej Hoshi,
przynajmniej dowiedziała się kim jest.
— À propos, gdzie się teraz
podziewa?
— Ćwiczy ataki razem z panem
Natsu i panią Lucy.
— Ech, te dzieciaki. Zabawom
nigdy dosyć!
— Dokładnie.
Jane westchnęła i upiła łyk
lemoniady. Od kiedy dowiedzieli się, gdzie leżą groby dawnych członków Fairy
Tail, Mizu cały czas tam przebywała. W ogóle rzadko bywała w Gildii, a jej
serce dusił mrok i to było widać. Białowłosa postanowiła pognać czym
prędzej na cmentarz, który mieścił się niedaleko miasta. Coraz więcej ludzi
przybywało do tej miejscowości, która niedługo znów zacznie tętnić życiem. I
przede wszystkim: nie czuć śmierci w powietrzu. Zdecydowanie było lepiej niż
przedtem.
— Mizu-san! – krzyknęła
dziewczyna i usiadła obok niej na ławce. – Od kilku dni nie pokazujesz się w
Gildii, a wiele się zmieniło. Dlaczego? Cóż się stało?
Jane dostrzegła napis na
nagrobku. „Fullbuster”, czyli ktoś z rodziny Mizu, a więc to dlatego tu
przesiaduje.
— Tutaj spoczywa moja matka,
Juvia Fullbuster. Zginęła, chroniąc mnie i niedawno to do mnie dotarło, a ja
przedtem nie przyznawałam się do rodziców. Przez pół życia ich nienawidziłam!
— Mizu-san...
— Powiedz mi, Jane, czy to
sprawiedliwe, by dzieci chowały rodziców? Czy to sprawiedliwe, by zamiast
cieszyć się życiem z nimi, muszą nad nimi płakać?! Gdzie tu jest szczęście?!
— Ten świat zabłądził,
Mizu-san, przez Smoczą Siłę i nic nie jest już takie samo, jak przedtem. Musimy
się z tym pogodzić.
— Ale ja nie chcę! Nie chcę, by
śmierć mej matki poszła na marne.
— Wiem, co czujesz, bo
straciłyśmy obie coś cennego.
— Nic nie wiesz, nie znasz mnie
zbyt dobrze, ale wiesz co? Przewyższę mojego ojca! I pomszczę matkę. Zniszczę
samego Zerefa i Acnologię. Sama.
— Mizu-san, nie możesz!
— Mogę wszystko.
— Jesteś nam potrzebna w
Gildii, a nie w obcym świecie.
— Samotność nie jest mi obca,
Jane. Ja się wychowałam z samotnością. Co z Hoshi? Jak się czuje?
— Wygląda na to, że wydobrzała,
a na dodatek ćwiczy ataki z panem Natsu. Bez odpoczynku.
— To wspaniale! Będzie coraz
silniejsza.
— Na to wygląda.
— A więc powiadasz, że mam
zostać w Gildii?
— Tak. Wszyscy cię potrzebują.
To oczywiste.
— W takim razie zostanę. Pomimo
tego, iż nie czuję się tam szczęśliwa.
— Przecież masz jeszcze ojca,
Mizu-san, a ja nie mam nikogo. Kto tu ma lepiej: ty czy ja? Z którego szczęścia
lepiej korzystać?
Mizu otworzyła szerzej oczy i
uśmiechnęła się delikatnie, bo ta mała miała od początku rację. Faktem jest, że
odzyskała niedawno ojca. Czy matka chciałaby zemsty z jej strony? Ojciec wiele
razy opowiadał, jakim Juvia była człowiekiem: beztroskim, pogodnym i wiecznie
uśmiechniętym, a przede wszystkim walczyła o swoje. Za to podziwiała
rodzicielkę, bo ona tak nie potrafiła.
Myślała cały czas o Victorze.
Było jej go żal, a poza tym była mu wdzięczna – gdyby nie on, nie poznałaby
matki, nie dowiedziałaby się kim tak naprawdę jest. Z oddali obserwował ją
Daisuke, który podziwiał pannę Fullbuster, ale to ukrywał. Bał się swoich
uczuć. Przymrużył trochę powieki i zamyślił się. Tyle się zmieniło. On i
Loretta wiele przeszli, decyzja Daisuke i słabość Lory, która zrobiła się taka,
bo nikt jej nigdy nie przytulił, ani nie powiedział ciepłego słowa. Zawsze
starała się być lepsza od swojego starszego o minutę brata bliźniaka. Tak.
Daisuke i Loretta byli bliźniakami. Szkoda tylko, że Loretta nie mogła ujrzeć
uśmiechu ich matki, gdy ta ich przytulała. I od tej pory toczy się dalej
historia błękitnych bliźniąt.
— Daisuke? – spytała głupkowato
Mizu. – Coś się stało?
— Nie, nic. Po prostu
zamyśliłem się.
— Daisuke? Mogę ci coś
powiedzieć?
— Tak.
— Świat nie jest zły tylko
ludzie tacy są, bo popełniają błędy. Uczyńmy go więc lepszym.
I w tej chwili stało się coś
nadzwyczajnego: Mizu pierwszy raz wyciągnęła rękę w kierunku Daisuke Redfoxa.
Chłopak spojrzał na nią jednocześnie z ciekawością i zaskoczeniem. Dlaczego tak
postąpiła? Czego chciała? A może naprawdę chce mu pomóc? W tym samym momencie
do tego wszystkiego musiała doczepić się Nashi, która od zawsze była ciekawska.
— Ja też chcę zwiedzać świat! I
dokopać Acnologii! – krzyknęła. – Z wami!
Mizu uśmiechnęła się łagodnie,
a Daisuke zrobił to samo. Teraz pozostało jedynie ułaskawić Lorettę, jak to się
często mawiało, ale to już będzie trudniejsze, ponieważ była ona całkiem inna
niż on. Magowie usłyszeli dziwną pieśń dochodzącą z dolnej biblioteki.
— …Przyleciały maleńkie złote
ptaszki, usiadły na gałęzi i błagały o wolność... Nie wiedziały, co je czeka i
kochały się nawzajem. Przyleciały maleńkie złote ptaszki... – Śpiewała to
właśnie Loretta, która ocierała łzy, płynące spod powiek. – …Przyleciały maleńkie złote
ptaszki, usiadły na gałęzi i błagały o wolność...
Mizu spojrzała na dziewczynę.
Miała nadzieję, że ta całkiem nie zwariowała.
— Lora, coś się stało? –
pierwsza spytała panna Fullbuster.
— Och, stało się! Dzięki
ptaszkom odkryłam w sobie magię. Będę taka jak wy, a nawet lepsza, maleńkie
ptaszki...
— Lora... – wyszeptał Daisuke
ze smutkiem i próbował ją przytulić, lecz dziewczyna uniknęła tego.
Najprawdopodobniej na swój
sposób przeżywała szok, po tym, co się stało. Myślała, że jest nie wiadomo kim
i często wybuchała płaczem jak małe dziecko, ale nikt z Gildii nie śmiał się.
Nie mógł lub też nie chciał. Bali się też, że jedno z bliźniąt wkrótce umrze.
Ta myśl bardzo często ich nachodziła, dlatego próbowali o tym zapomnieć.
— Już dobrze, Lora... – Daisuke
jednak przytulił siostrę bliźniaczkę. – Wszystko jest dobrze. Tak, mamy złote
ptaszki.
Loretta od kilku dni
zachowywała się jak małe dziecko, prawda była dla niej zbyt bolesna i nie
potrafiła inaczej się z nią obejść. Często zamykała się w swoim pokoju na górze
w Gildii i nie przyjmowała nikogo, nawet jeżeli ktoś przychodził z posiłkiem.
Zrobiła się wychudzona, zaniedbana, ale tylko na własne życzenie. Jedynym jej
przyjacielem były książki, gdyż nie zauważała ani brata, ani ojca.
— Nawet nie mogę pomóc własnemu
dziecku – wymruczał bezradnie Gajeel, klnąc cały czas pod nosem. – Ona umrze,
jeżeli tak dalej będzie. Nie chcę kolejnej śmierci... Levy by tego nie
chciała... – wyszeptał.
— Musimy odnaleźć osobę, która
leczy innych – palnęła nagle Nashi. – Czy w ogóle istnieje taka magia?
Happy znienacka podleciał do
córki Natsu i próbował sobie coś przypomnieć.
— Owszem, istnieje, ale nie
wiadomo czy posługujące się nią osoby przetrwały wojnę. Sam mam obawy. Pamiętam
jak Wendy leczyła naszych przyjaciół...
— Wendy? Zbyt słodkie imię –
parsknęła Nashi. – Ja bym takiego nie chciała.
— Patrzcie! – krzyknęła nagle
Jane. – Coraz nowsze misje pokazują się na Tablicy Ogłoszeń! – Wskazała palcem
na panel ze zleceniami. Faktycznie. Codziennie przybywało zgłoszeń, bo magowie
ujawniali się, nie bali się już. Czyżby jeszcze istniała nadzieja?
— Tak się zastanawiam – zaczął
Happy – skoro pojawiają się ogłoszenia, to może są magowie, którzy posługują
się magię leczenia? Może magia całkowicie się odrodziła?
— Co to znaczy: „odrodziła”? –
spytała Nashi.
— Czyli, że powrócili magowie,
którzy ukrywali się wcześniej przed Wielkim Imperatorem lub Acnologią –
wytłumaczył spokojnie Happy. – Nawet ci z mrocznych gildii pozostawali w
ukryciu. Aye! Wiem coś o tym, bo wraz z Natsu się kamuflowaliśmy. Aye!
— On musi ciągle mówić to
„Aye”? To się już nudne robi.
— Nashi!
— No co? Taka prawda. Co ja na
to poradzę?
— Aye! Bo jestem kotem –
odpowiedział wesoło Happy, nie przejmując się krytyką córki przyjaciela.
— Jakbyśmy nie zauważyli...
Nashi na chwilkę się zamyśliła.
— Mam! Wpadłam na genialny
pomysł! – powiedziała bardzo głośno. – Znajdziemy lek dla Loretty! Uratujemy ją
przed śmiercią, ponieważ należy do nas, jest częścią naszej rodziny.
Gdy Lucy usłyszała to z ust
własnej córki, była z niej bardzo dumna. Nie mogła uwierzyć w to, że Nashi
kiedykolwiek powie coś tak mądrego, bo od zawsze uważała, że dziewczyna
odziedziczyła wszystko po ojcu.
— Jeżeli mojemu tacie udało się
odnaleźć żywego pana Graya – zaczęła – to znajdziemy lek! Już wiele
przeszliśmy, to i teraz nam się uda. Prawda?
— Prawda – przyznała rację
Mizu. – Lecz musimy się na tę misję przygotować i to jak najszybciej. Sami
wiecie dlaczego….
— Acnologia – mruknął Daisuke.
— I nie tylko. Są inni magowie,
którzy pragną naszej śmierci. To ich właśnie powinniśmy się obawiać, a nie
smoka. Bestia chce tylko nas zabić i nie myśli racjonalnie, a ludzie owszem i
to jest ich najlepsza broń przeciw nam – stwierdziła Mizu. – Tak właśnie było w
przypadku Ophelii, siostry Victoria. Ona sama mówiła przed śmiercią, że jest
ich więcej.
— Ta walka była wyjątkowo
ciężka.
— Zdecydowanie tak... –
mruknęła Mizu
— Mistrzu! – po Gildii rozległ
się głos Hoshi, która przez cały czas była na górze i próbowała zajrzeć do
chorej Loretty. – Błagam! Pomocy! Ktokolwiek!
Wszyscy poderwali się na równe
nogi i pobiegli na trzecie piętro, gdzie znajdowały się tak zwane gościnne
pokoje na wypadek, gdyby magowie nie mieli własnego zakwaterowania. To był
właśnie pomysł Daisuke, który rozplanował całą architekturę owego budynku. Miał
talent do tego, trzeba było mu to przyznać.
— Ona... – Hoshi wpatrywała się
w smutną twarz Loretty. – Ona umiera... Mistrzu Daisuke...
Hoshi rozpłakała się głośno i
nie mogła się opanować. Jane przytuliła do siebie Smoczą Zabójczynię.
— Straciła wolę i wiarę w życie
– wyszeptała Jane. – To jest najgorsze, co może spotkać człowieka. Nawet tego,
który nie posiada ani krzty magii.
Loretta oddychała bardzo powoli
i ciężko. Spod zamkniętych powiek spływały maleńkie łzy bólu i żalu do całego
świata. Smocza potęga dosięgła i ją, przytłaczając także innych: bliskich,
przyjaciół, znajomych.
— Ona nie umarła! – krzyknęła
zirytowana Nashi, która z trudem hamowała łzy. – Nie umarła! Ja znajdę to
cholerne lekarstwo! Znajdę je! – dodała, po czym wybiegła z Gildii, potrącając
po drodze nic nieznaczących przechodniów, a za nią biegła zatroskana Mizu,
która nie chciała niczyjej śmierci. Nashi już nie potrafiła powstrzymać łez. Cały
czas płakała, biegnąc, a wiatr rozsiewał po świecie słone krople. Zupełnie tak,
jakby miało to przynieść ulgę.
Betowała:
Roszpuncia
Ps.
Od bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach. Dzięki!