Wszyscy
wpatrywali się w groby, należące nie tylko do członków Fairy
Tail, ale także innych gildii magów. Zbiorowy cmentarz. Lucy
musiała zakryć usta rękami, aby nie krzyknąć z przerażenia.
Gajeel jako pierwszy podszedł do maleńkiego nagrobka z wizerunkiem
anioła, który posiadał wielkie skrzydła. Opuszkami palców
strzepnął śnieg i przeczytał widniejący tam napis:
—
Levy McGarden. – Ból rozerwał jego serce tak jak kiedyś, gdy
Levy umierała, a on nie mógł nic zrobić. Był wtedy po prostu
bezradny i stał się od tego momentu tchórzem. Do tej pory
nienawidził samego siebie, a milczenie nic tu już nie pomoże, bo
nikomu nie zwróci ono życia.
— Nie
mogę... – wyszeptała Lucy, a po chwili łzy same spłynęły jej
po policzkach. – Dlaczego oni musieli tyle wycierpieć… Nasi
przyjaciele…
— Nie
zapomnimy o nich, Lucy – odezwał się Gray. – Nigdy…
—
Wiem to. I cieszę się.
Dzieci
wystąpiły przed dorosłych magów, trzymając w dłoniach maleńkie
świeczki, które nie paliły się. Każde z nich postawiło po
jednym zniczu na grobie. Uczuć, które w nich siedziały, nie dało
się opisać, bo każdy czuł coś osobnego, coś innego. Chwilę
później Natsu, za pomocą swej magii, rozpalił wszystkie świece.
Cmentarz ożywił się na moment.
— To
dla was, kochani – powiedziała Lucy. – Będziemy tu przychodzić.
Obiecuję! Levy, Juvia, Mira, Laxus, Jet, Droy… Wszyscy!
Natsu
przytulił blondynkę. Czuł, że taki jest jego obowiązek.
Naprawdę. Ta piękna chwila była dla nich teraz ważniejsza niż
cokolwiek innego. Każdy rozumiał swój ból, który rósł, gdy
sobie wszystko przypominali.
—
Musimy żyć dla naszych dzieci – odezwał się Gray. –
Przyjaciele by tego chcieli. Mamy cel.
—
Jestem tego pewny, Gray – powiedział Natsu i uśmiechnął się do
niego.
— I
Erza by się z nami śmiała – wtrąciła Lucy. – Na pewno!
— A
Levy czytałaby książki.
— Jet
i Droy cały czas by ją chronili.
—
Juvia ciągle by się do mnie tuliła – powiedział ze smutkiem
Fullbuster – mówiąc: „Gray-sama”... – Nie wytrzymał.
Zdrowe oko zapłakało gorzko, bo wciąż pamiętało ukochaną i to,
co poświęciła dla swej córki. Gray był wdzięczny, bo
zawdzięczał jej także swoje życie i innych. Dlaczego wcześniej,
kilkanaście lat temu, nie zauważył jak Juvia się o niego stara?
Spędziliby razem więcej pięknych chwil.
—
Każdy z nich czegoś nas nauczył... – stwierdziła Lucy. –
Każdy, kto był i kto odszedł z Fairy Tail. Czuję ich moc,
nawet, gdy mnie teraz z nimi nie ma, i dzięki temu nie jestem
samotna, a ciemność już mnie nie otacza.
W tym
momencie Lucy dostrzegła jakiś cień, który tańczył między
grobami. Wydawało się jej to bardzo dziwne i przerażające, ale
mniej znaczące. Może to z przemęczenia?
—
Lucy, coś nie tak? – spytał Natsu, podchodząc do młodej kobiety
i delikatnie obejmując ją ramionami, ciesząc się w duchu tą
słodką chwilą. Wpatrywali się w nagrobki przyjaciół. Zmarłych
przyjaciół.
—
Wydawało mi się, że widziałam coś dziwnego. Tak jakby „żyjący”
cień.
— Nie
przejmuj się... – Natsu nie dokończył zdania, ponieważ został
znienacka zaatakowany. Sam dokładnie nie mógł ocenić, co to było.
Z tegoż powodu, Victor również się nie wycofał jak wcześniej
planował. Mógł domyślić się, że nawet tutaj Ophelia zdecyduje
się zaatakować. Ten cień to jedna z marionetek jego ukochanej
siostry, która kiedyś była całkiem inną osobą.
—
Wiedziałem, że coś knujesz! – krzyknął Natsu do Victora.
—
Przysięgam, Fairy Tail, iż to nie ja.
— To
kto, do jasnej cholery?! Kto śmie zakłócać tę ciszę?!
Na
cmentarzu rozległ się słodki, aczkolwiek przerażający, kobiecy
śmiech. Viktor dobrze wiedział do kogo należał.
— Oto
ja jestem waszą zgubą, przeklęte Fairy Tail – znów rozległ się
owy głos, a z cienia wyłoniła się postać pięknej, wysokiej,
szczupłej kobiety, odzianej w białą suknię oraz czerwony płaszcz.
—
Ophelia... – wysyczał wściekle Victor.
— To
wy się znacie? – spytał zdziwiony Happy, na co chłopak
przytaknął głową. – No to ładnie się zapowiada ta bajka.
— Kim
jesteś? – Lucy próbowała załagodzić sytuację. – Czego od
nas chcesz?
— Już
mówiłam i powtarzać się nie będę. – Ophelia wydawała się
być zadowolona zaistniałą sytuacją. – Muszę was zniszczyć, by
odrodził się Zeref.
—
Ophelia, przestań! – wtrącił się Victor. – Jeszcze nie jest
za późno! Opamiętaj się!
— Mój
drogi bracie, już dawno się opamiętałam, jeszcze zanim zaczęłam
chodzić. Wybrałam wspaniałe miejsce na to, by was zniszczyć,
Fairy Tail. Ach! Czyż to nie są groby waszych bliskich? Czyż nie
są upiorne? A może warto je roztargać na strzępy jak wasze nic
niewarte ciała?
Wszyscy
zacisnęli mocno zęby, szykując się na walkę, ale nagle do Lucy
dotarło, iż nie powinni tu walczyć, bo przecież zniszczą jedyną
pamiątkę po bliskich. Muszą odciągnąć uwagę dziewczyny i
zaprowadzić ją w inne miejsce, by chronić właśnie to.
Przeciwniczka jest dość silnym magiem. Czy to właśnie blondynka
weźmie na siebie tę odpowiedzialność? Czy zdoła pokonać siostrę
Victora Raya? Nie miała pewności, ale była gotowa stanąć w
każdej chwili do walki, by chronić resztki po przyjaciołach. Po
wspólnej przeszłości.
— Ja
będę twoim przeciwnikiem! – krzyknęła magini, zaskakując tym
wszystkich.
—
Lucy? – mruknął zdziwiony Natsu.
—
Lecz najpierw musisz mnie złapać. Słyszysz?! Ja jestem mistrzem
gildii i ode mnie musisz najpierw zacząć swą rzeź! – To
oczywiście było kłamstwem, bo wspomnianą funkcję pełnił
Daisuke.
—
Jesteście żałośni, Fairy Tail! Myślicie, że wam się uda?
Jesteście w wielkim błędzie, ale dobrze, z przyjemnością się z
wami zabawię przed śmiercią. Zechcecie poznać mych przyjaciół?
Ach! Nie macie wyboru!
Ophelia
uśmiechnęła się niezbyt szczerze, szykując kolejny podstęp, by
zniszczyć cel. Znienacka ziemia zatrzęsła się, a z niej zaczęli
tworzyć się przedziwni żołnierze, którzy nie mieli oczu, ust,
ani uszu, lecz samą zbroję. Poruszali się za pomocą magii
dziewczyny. Byli tylko jej marionetkami, służącymi.
—
Przywitajcie się z Honorowymi Żołnierzami! – zaśmiała się
panna Ray. – Zabijcie ich, moje maleństwa! Zniszczcie Fairy Tail!
Ale
Lucy nie mogła pozwolić, by nagrobki i to święte miejsce, zostało
zdewastowane. Jest dla nich zbyt cenne. Postanowiła zrealizować
swój plan i zmienić miejsce walki. Zaproponowała paru osobom, by
odciągnąć uwagę przeciwniczki i tak też się stało. Wbiegli do
środka lasu, a później wszyscy zebrali się na polanie. No tak,
zapowiadała się ciężka bitwa.
—
Moja magia jest naprawdę niezwykła. Dzięki niej mogę tworzyć
wspaniałe potwory i jest to dla mnie czysta muzyka, a wszystko za
pomocą Magii Ziemi. Czyż to nie wspaniałe, Fairy Tail? –
zaśmiała się znów. — Mogę tworzyć, dawać życie, a nawet
kierować nim. Bawię się w samego Stwórcę! Dodatkowo znam wasze
myśli oraz uczucia. Są żałosne jak całe wasze dusze, które
wyssę niczym krew!
—
Przestań pieprzyć! – do akcji wkroczyła Nashi, która bardzo się
zdenerwowała. — Walcz z nami, a nie baw się!
Dziewczynce
udało się uderzyć Ophelię, która wylądowała w błocie. W jej
oczach było pełno nienawiści, oburzenia i bólu.
—
Nashi Dragneel.
— We
własnej osobie, podła żmijo!
—
Byłabyś świetną zabaweczką. Tylko moją.
— Że
co?
Nashi
nie zorientowała się, że jeden z Żołnierzy schwytał ją
ramionami od tyłu. Ta tylko syknęła z wściekłości i próbowała
się wyrwać. Ophelia wstała i otrzepała brud z czerwonego
płaszcza. Podeszła do dziewczynki i opuszkami palców dotknęła
jej policzka.
—
Nashi, czego byś chciała? Odzyskać straconą przeszłość
rodziców?
Zapytana
posmutniała, gdyż nie lubiła mówić o tym, co w przeszłości
przeżyli ojciec i matka, ile stracili. Za bardzo ich kochała i
szanowała.
—
Przecież widzę. Chcesz zmienić świat, prawda?
—
Tak...
— Ja
też, a więc jeżeli ze mną pójdziesz, to oszczędzę groby
waszych bliskich, Gildię oraz was. To twoja decyzja.
—
Nashi!
Wodne
Kule uszkodziły Honorowego Żołnierza, a ten upadł na ziemię,
roztrzaskując się. Zza pleców panny Dragneel wybiegła zrozpaczona
Mizu, która bała się, że straci przyjaciółkę.
—
Mizu... – wyszeptała Nashi, mająca już niezły mętlik w główce.
— Nie
wierz jej! Jest fałszywą przyjaciółką! Przecież chciała cię
przezwyciężyć, nie pamiętasz?
—
Skąd wiesz?
— Bo
tak jest między nami, magami.
Mizu
biegła, co sił w nogach, aż zatrzymała się, gdyż Nashi
wpatrywała się w nią cały czas. Owszem, od zawsze toczyły między
sobą boje, kłóciły się i obrzucały wyzwiskami, ale przecież to
nie oznacza, że od razu się nienawidzą. Bądź co bądź, była
jej przyjaciółką i zostanie nią do końca życia, chociażby
miało być ono krótkie.
—
Nashi! – krzyknęła Mizu, a po chwili zrobiła coś nietypowego –
przytuliła mocno młodą maginię i zapłakała głośno. –
Myślałam, że nie żyjesz! Powiedzieli mi, że zniknęłaś z pola
bitwy!
A więc
panna Fullbuster miała uczucia, a o tym świadczyły łzy, które
spływały po jej alabastrowej skórze, delikatnej niczym porcelana.
Mówiła przedtem, że nie ma łez, ani uczuć. Czyżby coś się w
niej obudziło?
—
Myślałam, że mnie nienawidzisz – zaczęła zdziwiona Nashi. –
Zawsze się biłyśmy…
— Od
teraz się to zmieni. Zobaczysz!
—
Niby jak?
—
Pamiętasz? Nasi rodzice chcieli, byśmy zostały przyjaciółkami.
Może spełnimy ich życzenie? Masz mocne, silne serce, tak jak ja i
cierpimy tak samo. Jesteśmy do siebie podobne.
—
Mizu...
—
Bzdura!
Ophelia
rozkazała Honorowym Żołnierzom, by udusili Nashi. Z ciała
dziewczęcia zaczęła wyciekać krew, krztusiła się nią.
— Jak
śmiesz dotykać mojej przyjaciółki?! Wodna Fala!
Mizu
wyczarowała zaklęcie, które spłynęło prosto na Ophelię,
sprawiając, że dziewczyna stała się cała mokra i zaczęła się
trząść z zimna. Panna Fullbuster nie mogła przewidzieć, iż
mocno zmoczy ziemię, która zmieni się w paskudne błoto.
—
Zdenerwowałyście mnie, i to bardzo! Nie okażę wam litości!
Z ziemi
utworzyły się pnącza, które związały obie dziewczyny. Wisiały
wysoko w górze, patrząc, jaki chaos się tworzy. Nie mogły rzucić
żadnego zaklęcia obronnego. Nic nie zrobią.
—
Jeżeli tego użyję – wymruczała Mizu – wydostaniemy się stąd.
—
Masz na myśli „Wodną Metamorfozę”? Nie rób tego!
—
Muszę ratować innych.
—
Otwórzcie się, Wrota do Kraba! Cancer! – wykrzyczała z dołu
Lucy, a owy Gwiezdny Duch przeciął pnącza. Uwięzione, upadły
żywe na ziemię. Matka Nashi uratowała je, dlatego Mizu nie musiała
użyć wspomnianego wcześniej zaklęcia.
—
Dziękuję – bąknęła córka Graya.
—
Najważniejsze jest to, że jesteście całe, prawda?
Obydwie
panny przytaknęły głowami.
—
Musimy zniszczyć te potwory – oznajmiła Lucy. – Inaczej
będziemy zgubieni i nie ochronimy grobów naszych bliskich.
—
Racja.
—
Macie jakiś plan? Wydaje mi się, że to będzie trudny orzech do
zgryzienia.
W tym
momencie pojawił się Victor Ray, który szukał już przedtem
dziewczyn, a najbardziej Mizu.
—
Victor – wyszeptała niezbyt zadowolona Fullbusterówna, po tym jak
się dowiedziała, że Ophelia jest jego siostrą. – Czego chcesz?
—
Wiem jak się pozbyć Ophelii.
—
Naprawdę? A skąd mamy pewność, że nie wpadniemy w zasadzkę?
—
Jestem jej bratem, więc chyba wiem, co mówię? Żyję z nią od
zawsze.
Mizu
podbiegła do Victora i niepewnie wpatrywała się w jego twarz.
—
Wiesz o tym, że jeżeli któremuś z moich przyjaciół coś się
stanie, słono za to zapłacisz?
—
Zauważyłem.
—
Przypilnuję – zaoferowała się Nashi.
—
Mnie nikt nie musi pilnować.
Na
ciele Victora pojawiły się okropne tatuaże, z których wydobywała
się krew, ale nie sprawiało mu to bólu, przyzwyczaił się do
własnej mocy: Magii Krwi. Stworzył krwiste bicze, które próbowały
usidlić Ophelię, lecz na próżno, bo co chwilę robiła uniki.
Mężczyzna wzmocnił bicze dzięki zaklęciu, lecz sam został
zaatakowany przez siostrę. Wiedział doskonale, iż będzie walczył
z krewniaczką, lecz nie był na to przygotowany. W ogóle. Ophelia
schwytała tym razem Hanę, która strasznie krzyczała i płakała.
Trzęsła się z przerażenia i cały czas wpatrywała się w
gwiazdy, jakby szukała u nich ratunku. Dla nich wszystkich.
—
Gdybym tylko mogła pomóc moim przyjaciołom – myślała na głos.
– Gdybym tylko miała w sobie magię... Mogłabym ich ochronić.
Kim ja tak naprawdę jestem?
—
Hana! – krzyknęła z dołu Lucy, która bała się o dziewczynkę.
— Taurus!
Blondynka
przyzwała byka, który miał za zadanie zniszczyć Honorowych
Żołnierzy.
—
Jesteś sobą... – Hana usłyszała dziwny głos w swoim ciele.
Wtedy
zrozumiała, kim jest, ale zasmucił ją fakt, iż nie posiada żadnej
ludzkiej matki, bo tak naprawdę ma smoczą. Jest… Gwiezdnym
Smoczym Zabójcą, a jej prawdziwe imię to Hoshi, czyli
gwiazda, która wreszcie przebudziła się i doskonale zdała
sobie z tego sprawę. Szukała właśnie gildii Fairy Tail, bo
myślała, iż tam odnajdzie matkę, ale zapomniała, że wychował
ją smok.
—
Wybacz mi, matko, że o tobie zapomniałam – syknęła Hoshi.
– Nigdy już tego nie zrobię! Ryk Gwiezdnego Smoczego Zabójcy! –
wykrzyknęła i strumień gwiazd pomknął wprost na trzymające ją
pnącza. Upadła na ziemię, wolna od zasadzki. Jej włosy zmieniły
kolor na złoty, powoli uwalniając z siebie magię, a mięśnie
zwiększyły się. Czuła się silniejsza niż kiedykolwiek i
wreszcie mogła ochronić ukochanych przyjaciół, którzy zawsze
będą przy niej.
—
Hana!
Lucy,
Mizu i Nashi podbiegły do dziewczynki i zrozumiały, że to ktoś
inny, nie ich malutka przyjaciółka i podopieczna.
—
Hana? – spytała Lucy.
Hoshi
odwróciła się gwałtownie i spojrzała na przyjaciółki.
—
Dziękuję, że mnie obudziłyście. Myślałam, że na zawsze będę
tkwić w tym śnie.
— Nie
rozumiem…
— Nie
jestem Haną, którą wcześniej poznałyście. Mam na imię Hoshi i
jestem Gwiezdnym Smoczym Zabójcą. Przybyłam do waszej Gildii,
ponieważ myślałam, że tam odnajdę matkę, lecz jest nią
smoczyca, która jest przecież wolna. Dzięki wam, Fairy Tail,
również jestem wolna i zniszczę naszego wroga.
— Że
co?
Dziewczęta
dalej nie rozumiały, ale Hoshi ponownie wkroczyła do akcji.
—
Smocze Ostrze!
— To
na nic! Myślisz, że tak łatwo mnie poko...
Za
pomocą magicznych smoczych pazurów, Smocza Zabójczyni przecięła
ciało przeciwniki na pół. Ophelia upadła na ziemię, a z jej ust
wypłynęła stróżka krwi. Zaś Honorowi Żołnierze i Magiczne
Pnącza zniknęły.
—
Ophelia... – wyszeptał Victor, podchodząc do niej. –
Wiedziałem, że tak skończysz. Tak samo jak nasz ojciec.
Dziewczyna
wypluła krew na płaszcz brata, upokarzając go przy tym.
—
Moja śmierć nie pójdzie na marne. Jest wielu innych, którzy chcą
zniszczyć Fairy Tail i mam nadzieję, że tego dokonają. Skończą
moją robotę. Ochroniliście jedno miejsce, lecz nie cały świat...
Po tych
słowach Ophelia Ray wyzionęła ducha, a Victor dłonią zamknął
jej powieki. Miał żal do siostry, ale w głębi serca wciąż ją
kochał.
—
Victor-sama? – Mizu podeszła do niego, próbując z nim
porozmawiać. – Ja... odnośnie tamtego...
— Nie
mam do ciebie żalu.
Mówiąc
to, podniósł martwe ciało siostry. Chciał je pochować na
rodzinnym cmentarzu, nie tutaj.
—
Jeżeli chcesz ze mną jeszcze porozmawiać, to po prostu pomyśl o
mnie.
—
Dobrze.
I
odszedł razem z siostrą w stronę ciemności.
Betowała:
Roszpuncia
Ps. Od
bety: w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach.
Dzięki!