Witajcie moi kochani :).
Wreszcie publikuję dziewiąty rozdział, z którego jestem bardzo zadowolona :).
Bardzo dziękuję Roszpuncia z to, że ma do mnie wielką cierpliwość i wspaniale
betuje. Jestem z niej dumna, a Pragę powiedzieć, iż pojawi się całkiem nowa
postać w opowiadaniu oraz że na blogu pojawią się nowe zmiany. Chciałabym
wreszcie zmienić szablon i mam nadzieję, że się to uda! :) Zapraszam do
czytania.
~*~
Następnego dnia Mizu wcale nie była taka szczęśliwa, na jaką
wyglądała. Dziewczyna, od czasu walki z demonem, czuła się bardzo źle, ale
nikomu o tym nie mówiła. Prawdopodobnie jej organizm „nie trawił” nowej magii i
walczył z nią w środku, a ona boleśnie odczuwa to wszystko. Za jakie
grzechy?!
— Dzień dobry, Mizu! – odezwała się radośnie Hana, która
zmieniła zdanie na temat dziewczyny.
Niebieskowłosa nie odpowiedziała. Nie mogła nic przełknąć,
nawet tej głupiej śliny, która utknęła gdzieś w gardle. Ledwo co oddychała. Nie
przyznawała się także nikomu, że już nie potrafi zapłakać – jej oczy były
puste. Martwiła się tym, owszem. Daisuke zauważył to jako jedyny i zatrzymał
znajomą.
— Co ty wyprawiasz? – spytał w końcu. – Od kilku dni do
nikogo się nie odzywasz.
— Nie mogę – usłyszał przerażający głos, jakby to nie była
ona.
— Mizu, co się stało?
— Jestem pusta, Daisuke. Nie potrafię zapłakać… Widzisz? –
wskazała palcem na oczy. Niby zaszkliły się, lecz żadna łezka z nich nie
wypłynęła. – Moje łzy… One są puste…
— Puste?
— Nie mam uczuć. Nie potrafię… Jestem… potworem.
— Mizu...
— Odejdź! Nie chcę cię skrzywdzić.
— Ale uratowałaś Hanę przed bandytami! Wcale nie jesteś
potworem.
— To nic nie znaczy.
Mizu spojrzała na zewnętrzną część swojej dłoni. Nie miała pojęcia,
kim tak naprawdę jest. Obawiała się, że straciła po części umysł, ale być może
to tylko jedna z tych gorszych myśli ją męczyła.
— Spokojnie – mówiła do siebie. – Może faktycznie nie jestem
potworem? Może jeszcze jest czas?
— Na pewno – pocieszyła ją Hana. – Demony nie rodzą się na
zawołanie.
— Masz jeszcze nas – dodała Lorreta, a Daisuke przytaknął ruchem
głowy. – Nie masz się czego obawiać.
— Kochani...
— Odnajdziemy naszych rodziców, całych i zdrowych. Zobaczysz!
– Do gildii weszła Jane, która trzymała w dłoni kawałek papieru. – Mam dla
wszystkich genialną wiadomość.
— Jaką?!
— Trzech członków z dawnego Fairy Tail przeżyło egzekucję. O
reszcie dalej nic nie wiadomo.
— To wspaniale! – krzyknęła Hana. – Kto to jest? To może moja
mama? Na pewno!
— Niestety, Simon nie podał żadnego imienia, ani nazwiska, a
tylko przypuszczenia. Od kiedy zasiadł na tronie, cały czas poszukiwał członków
Fairy Tail. Mówił, że chce spłacić wobec nas dług.
— Ma u mnie plusa! – zażartowała Hana. – To niesamowite!
— Dokładnie – kontynuowała Jane. – Przypuszczenia są takie,
że oni są uwięzieni.
— Że co?!
— Niestety.
Drzwi gildii znienacka otworzyły się, pojawił się gęsty,
brudny, szary dym, przez który wszyscy zaczęli kaszleć.
— Kto znów, do cholery, albo raczej co?! – zdenerwował się
Daisuke, rozglądając się dookoła.
— Mówiłeś coś? – Lucy przymrużyła oczy, gdy usłyszała
znajomy głos. Nie mogła uwierzyć, że znów go słyszy. Ale równie dobrze mogła
mieć omamy, gdyż nadal nie pozbierała się po tym wszystkim.
Gdy mgła opadła, na progu gildii ujrzeli mężczyznę z
różowymi włosami i paroma bliznami na twarzy. Obok niego pojawił się
niebieski kot z białymi skrzydłami.
— Natsu?! – krzyknęła zdziwiona Lucy.
— Cześć, Lucy! – uśmiechnął się. – Mówiłem, że przeżyję to
przeżyję! Mnie nie da się tak łatwo zabić.
— Natsu…
Nashi podeszła do matki, chcąc ją objąć i ochronić, ale
powstrzymała się.
— Matko, co się dzieje? – spytała Nashi.
— Matko? – Happy podleciał do dziewczyny i przyjrzał się jej
uważnie. – Natsu! Spójrz! Ona wygląda zupełnie jak ty – zauważył.
Nashi cały czas wpatrywała się w różowowłosego. Byli do
siebie strasznie podobni, chociaż oczy miała oczywiście po matce.
— Natsu – zaczęła Lucy. – To Nashi, two… – nie dokończyła
zdania, gdyż przybyły mocno przytulił córkę. Doskonale ją pamiętał.
— Wiedziałem, że to dobry wybór, by dać ci część mojej
magii, Nashi.
Mizu zmarkotniała i odwróciła wzrok. Nie chciała oglądać tej
całej żenady, jak to sama nazwała w myślach. Dla niej to było chore.
Natsu zerknął na Mizu i podszedł do niej szybko, obejrzał ją
bardzo dokładnie, a nawet poczuł znajomy zapach.
— Ty jesteś… – wyszeptał. – Córką Graya…
— Nieprawda – warknęła. – Nie wiem kim są moi rodzice.
— Mizu! Znowu zaczynasz?! – żachnęła się Lucy. – Przecież
doskonale znasz tą historię.
— A skąd mam wiedzieć czy nie kłamiecie? Możecie być
oszustami.
Mizu przeraziła się, gdyż ujrzała w oczach Natsu błysk
gniewu. Prawdziwego gniewu.
— Fairy Tail nigdy nie oszukuje. Zapamiętaj to sobie.
— Ona się do nich nie przyznaje – zauważyła Lucy. – Do własnych
rodziców. To przykre…
— Tak, Lucy…
Hana, która stała za nią, usłyszała to wszystko.
— Ja przyznaję się do swojej mamusi! – powiedziała radośnie.
– I wiem, że wkrótce przyjdzie po mnie.
— Chociaż ty jedna w coś wierzysz.
Mizu sama nie wiedziała, co o tym sądzić. Rozmyślała nad
całą sprawą w swoim pokoju. Nie mogła się przyzwyczaić do tego wszystkiego.
Czy gdyby odeszła, zostawiła gildię, to postąpiłaby słusznie? Bała się.
Pierwszy raz. Nashi miała ogromne szczęście, a ona jej zazdrościła. Odnalazła
swoich rodziców, całych i zdrowych. Ona też by tak chciała… Tylko kiedy to się stanie?
I czy to w ogóle możliwe?
Usłyszała pukanie do drzwi.
— Mizu! Mizu! – krzyczała mała Hana. – Musisz zejść na dół i
przeprosić panią Lucy i pana Natsu! Nie zachowuj się tak! Mizu!
Nie odpowiedziała na wrzeszczenie dzieciaka.
— Mizu! Porozmawiaj ze mną. Proszę… – ostatnie słowo Hana wyszeptała.
– Wiem doskonale, co czujesz, bo też czekam na swoją mamusię. Proszę!
I co z tego, że czeka? Przecież doskonale wie, że nigdy nie wróci.
Nie łudźmy się.
— Odejdź – odpowiedziała w końcu Mizu, a jej głos brzmiał
lodowato.
— Dlaczego?! Dlaczego taka jesteś?! – krzyknęła Hana. –
Dlaczego nie możesz być taka jak inni? Miła, dobra i szczęśliwa?! Dlaczego?!
Dziewczynka rozpłakała się na dobre.
— Hana, odejdź.
— Dobrze, odejdę jak sobie chcesz, ale wiedz, że chciałam
dobrze! Chciałam byś była znów człowiekiem!
Mizu doskonale wiedziała, że już nim nie pozostanie do końca.
Betowała: Roszpuncia
Ps. Od bety:
w razie znalezienia błędów, wypiszcie je w komentarzach. Dzięki!